Rodzice są oburzeni, gdyż dziecko jest poważnie chore. Kilka razy dostawało już napadów duszności. Lekarze zawsze decydowali o jego hospitalizacji. Władze krakowskiego pogotowia twierdzą jednak, że ich pracownicy postąpili zgodnie z procedurami.
Pani Agata Dukacz mieszka w Jerzmanowicach. Ma dwóch synków bliźniaków, Kubusia i Pawełka. Obaj są chorzy na astmę oskrzelową, ale Kuba ciężej przechodzi swoją chorobę. Gdy dziecko zaczęło kaszleć, matka od razu zadzwoniła po pogotowie. Karetka przyjechała już po 10 minutach.
- Ratownicy odmówili jednak zabrania dziecka. Powiedziano mi, że nie będą go wieźć taki kawał drogi - żali się pani Agata. - Byłam cała w nerwach. Płakałam. W styczniu pogotowie bez problemów zabrało Kubę do szpitala.
Jak twierdzi kobieta, ratownicy medyczni przebadali chłopaka, zrobili mu inhalację i odjechali. - Synek dalej jednak miał duszności. Miałam czekać, aż się udusi? Na szczęście znalazłam zastrzyk na rozkurczanie mięśni. Trochę mu przeszło, ale dalej źle się czuł - opowiada kobieta.
Następnie wraz z mężem własnym samochodem zawieźli Kubę do szpitala przy ul. Galla w Krakowie. - Lekarka była w szoku, gdy usłyszała, co zrobiła ekipa pogotowia. Dokładnie przebadała synka i przepisała mu antybiotyk - kontynuuje Dukacz.
Okazało się, że chłopiec nabawił się parę dni wcześniej zapalenia oskrzeli. - Uważam, że dziecko powinno zostać przewiezione przez pogotowie do szpitala. Jego przypadek jest ciężki - mówi Małgorzata Bargieł, lekarka prowadząca z przychodni Gall Med. - Dziwię się tej sytuacji - dodaje.
Zarówno dla pani Dukacz, jak i lekarki decyzja pogotowia jest niezrozumiała. Szczególnie, że podczas wizyty matka Kuby przedstawiła ekipie pogotowia jego książeczkę zdrowia i dokumentację choroby.
Oddziały specjalistyczne udzielające pomocy w takich przypadkach znajdują się m.in. w szpitalu im. Narutowicza i w szpitalu dziecięcym w Prokocimiu.
Z Jerzmanowic jest do nich kawał drogi. To jednak nie może tłumaczyć decyzji ratowników w przypadku zagrożenia życia dziecka. Władze pogotowia inaczej przedstawiają całą sprawę. - W momencie wizyty dziecko nie miało dolegliwości bólowych i kaszlu.
Zalecono wizytę u lekarza prowadzącego bądź wizytę domową tego lekarza - mówi Marek Maślerz, wicedyrektor Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego. - Kierownik zespołu ratowniczego pouczył również matkę, iż w przypadku ponownego pogorszenia stanu zdrowia, należy ich wezwać. Zespół postąpił zgodnie z procedurami - podkreśla.
Matka chłopca twierdzi jednak, że Kuba kaszlał. - Pogotowie zasłania się procedurami, które długo trwają, a w przypadku mojego syna liczą się sekundy - ripostuje Agata Dukacz.