Mets na początku postawili się drużynie Kings
Goście szybko objęli prowadzenie, ale mecz nie skończył się dla nich dobrym wynikiem. Gospodarze wyrównali po efektownym rozegraniu. Obrona warszawian została kompletnie zmylona, rozgrywający Bill podał do niepilnowanego Lazarowicza, który bez problemu wbiegł w pole punktowe. Remisu jednak nie było, bo po chwili Masłoniowi nie wyszło kopnięcie na podwyższenie (6:7).
Kings chcieli pójść za ciosem, po dalekim zagraniu Billa piłkę złapał Beciński. Sędziowie po naradzie uznali jednak, że przyłożenie nie było prawidłowe i wynik się nie zmienił. Co gorsza dla miejscowych, Mets szybko przejęli piłkę po błędzie rywali, a po serii ofensywnej i podaniowej akcji powiększyli przewagę (6:14).
Bill (znów) bohaterem meczu Kings
W trudnym momencie przydał się zmysł Billa. Rozgrywający przeprowadził rajd flanką przez pół boiska. A po chwili dołożył, po kolejnym biegu, podwyższenie za 2 pkt i był remis 14:14.
Amerykański quarterback znów został bohaterem meczu, wziął na siebie ciężar gry i zdobywania punktów. Przed przerwą po jego kolejnym rajdzie - tym razem niesamowity slalom między rywalami - gospodarze po raz pierwszy objęli prowadzenie. A tuż przed zejściem do szatni piłka przy próbie odkopnięcia Mets sprzed własnego pola punktowego została zablokowana, co dało krakowianom 2 kolejne "oczka" (safety) i prowadzenie 22:14.
Po przerwie Kings uzyskali już wyraźną przewagę, wypunktowali przyjezdnych. Ostatecznie wysoko wygrali i umocnili się na pozycji lidera PFL1.
