Od 17 roku życia wychowywał się bez ojca, a matka za pracą wyjechała do Katowic. Pił gdy jej nie było, pił, gdy wziął ślub i urodziły mu się dzieci. Pił, gdy żona wyjechała za chlebem do Włoch, pił też w słonecznej Italii, gdzie się przeniósł za życiową partnerką, co więcej zaczął tam sam produkować wino. Pił po powrocie do Polski, także wtedy, gdy rozstał się z żoną i został skazany za znęcanie się nad rodziną. Musiał wtedy opuścić wspólne mieszkanie, ale matka Mieczysława przyjęła go pod swój dach. Co więcej, w formie darowizny przekazała mu mieszkanie.
Zaczął wtedy szukać pomocy w poradni przeciwalkoholowej i uczęszczał na spotkania grup Anonimowych Alkoholików.
- Poczułem, że mam szansę odbić się od dna - Adam K opowiadał w sądzie. Poznał nową kobietę z grupy AA, planowali przyszłość, wspierali się. Znalazł pracę na stacji benzynowej przy ul. Mogilskiej i życie znowu miało dla niego sens. Wszystko runęło, gdy dowiedział się, że nowa kobieta nie jest mu wierna.
- Oszukała mnie, wykorzystała i porzuciła - mówił na sali rozpraw. Znowu zaczął pić i stracił wtedy pracę.
- To z powodu alkoholizmu, który jest nazywany chorobą wstydu, bo pijący ukrywają przed wszystkimi, że są uzależnieni. Ja ukrywałem - mówił.
W końcu nie wie jak to się stało, ale zabił mamę. Zadał jej jeden cios nożem w kuchni, a potem znowu pił. Mijały kolejne dni, a ona tam leżała.
- Wychodziłem z mieszkania, by kupować alkohol i jedzenie dla psa. Potem wyprowadziłem się do hotelu "Monika" i piłem. W sumie kilkaset butelek piwa. Pieniądze miałem, bo wziąłem z banku emeryturę mamy. Początkowo chciałem się zabić, skoczyć z budynku lub pod pociąg, ale uznałem, że to byłoby haniebne wobec mamy, która ciągle leżała w kuchni- nie krył. Gdy się skończyły pieniądze zgłosił się na policję.
- W areszcie jestem na przymusowej abstynencji. Zacząłem myśleć, że nie jestem niczego godzien, żałowałem, że nie ma kary śmierci. Zrobiłem sobie pętlę w celi, ale ją znaleziono podczas kontroli. Chciałem całkowicie zniknąć - łkał. Chodził kiedyś do kościoła, więc myślał, że po tym co zrobił mamie jest stracony.
- W areszcie ksiądz mi powiedział, że jeśli wierzę to zostanie mi wybaczone, nawróciłem się. Mama zawsze miała dwa życzenia. Powtarzała codziennie: Adasiu przestań pić i nawróć się do Pana Boga. Teraz wiem, że skoro nie jestem na wieki potępiony to warto powalczyć o swój wizerunek, o rehabilitcję. Chciałbym to zrobić dla mojej mamy, wynagrodzić jej to co zrobiłem -dodał.
- Nie wiem, czy to się uda, bo mam prawie 60 lat i czy tego dożyje. Przepraszam teraz moich bliskich, byłą żonę, dzieci, przyrodniego brata. To wszystko przez alkohol.
Sąd w uzasadnieniu wyroku zauważył, że 90-letnia Mieczysława K. zginęła od trzech, a nie jednego ciosu noża. Miała też rany obronne na rękach. Zdaniem sądu doszło do kłótni matki z synem, który zadał jej śmiertelne uderzenia.