Do dziś pamięta dramatyczne chwile z 27 września 2012 r. W banku pracowała od 1988 r., a w filii przy ul. Fortecznej od roku. Szczupła, niska, elegancko ubrana z niezwykłą precyzją opisywała szczegóły napadu. Pamiętała jak rabuś wyglądał, w co był ubrany, że seplenił. Zauważyła nawet to, że myśliwski nóż którym jej groził miał ząbkowane ostrze z jednej strony.
- Napastnik krzyczał na kasjera i ten zrobił się cały czerwony na twarzy, miał odruch wymiotny. Mówił, że ma atak serca. Mężczyzna odparł, by się nie wygłupiał i dał mu pieniądze. Groził mu, że go potnie nożem - relacjonowała świadek, Lidia W. Potem zjawili się ochroniarze, więc Marcin F. starał się uciec z budynku banku przez zaplecze. Nie mógł jednak rozbić szyby krzesłem, zniszczył przy tym atrapę pistoletu.
- Mnie powiedział, że jestem zakładniczką i wychodzimy z banku. Przystawił mi nóż do szyi, czułam ostrze na skórze - opowiadała kobieta. Zdenerwowany Marcin F. zapomniał zabrać gotówkę, więc wrócili na zaplecze. Wtedy jeszcze bilon wysypał mu się z plecaka. W tym momencie przyjechała policja. Marcin F. puścił więc zakładniczkę i rzucił się do ucieczki. Został ujęty w pościgu, gdy ochroniarze oddali za nim strzały ostrzegawcze z broni. Sędzia pytał Lidię W., czy po zdarzeniu podjęła leczenie. Odparła, że nie, i już następnego dnia wróciła do pracy w banku.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+