Mieszkanie na czwartym piętrze spłonęło doszczętnie. Były w nim trzy osoby, 68-letnia kobieta, jej 43-letni syn i 38-letni sąsiad.
Mężczyźni umówili się na oglądanie transmisji meczu wyjazdowego Wisły Kraków, pili alkohol. Mecz odwołano z powodu złego stanu boiska w Kielcach, ale to nie przerwało libacji.
Zrobił to ogień. Nie wiadomo jeszcze, jak dokładnie doszło do pożaru. Kiedy wczoraj byliśmy przed blokiem, ciągle gromadzili się tam mieszkańcy. Policja pracowała w środku. - Czujemy się zdezorientowani, nie mamy dalej gazu, nie wiemy, ile to potrwa - mówili.
Zofia Łęcka była jedną z ewakuowanych w nocy osób. - Nie mogłam dobudzić męża, przestraszyłam się, kiedy usłyszałam głośne pukanie do drzwi - wspomina. Do domu wrócili ok. 3 w nocy. - Najgorszy był dla mnie widok rodzin z dziećmi. Wszyscy wyszli tak jak stali, baliśmy się. Starszych ludzi strażacy wynosili na rękach - mówi pani Zofia.
Znała sąsiadkę z góry i jej syna. To w ich mieszkaniu pojawił się ogień. - On lubił wypić. Ojciec zmarł mu dwa lata temu - kwituje kobieta. - Jej najbardziej mi szkoda, bo nie była niczemu winna, pewnie spała. A ucierpiała najbardziej - dodaje sąsiadka.
Wszyscy z bloku starają się sobie pomagać, gazu wciąż nie mają (pani Łęcka twierdzi, że nie będzie go około 3-4 tygodni). Prąd włączono im wczoraj.
Ogień w mieszkaniu dziesięciokondygnacyjnego budynku pojawił się około godz. 22.30. Kiedy na miejsce przyjechała straż pożarna, z okien wydobywały się płomienie. Gryzący dym i wysoka temperatura utrudniały przejście klatką.
- Przeprowadzono po niej wąż gaśniczy i rozpoczęliśmy gaszenie. Z zewnątrz strumień wody został skierowany do mieszkania przez strażaków podniesionych mechaniczną drabiną - informuje kpt. Bartłomiej Rosiek z krakowskiej straży pożarnej.
W akcji brało udział dwanaście zastępów straży pożarnej policja i pogotowie. Al. Kijowska pomiędzy ulicami Lea i Czarnowiejską została wtedy zamknięta.
Z budynku ewakuowano kilkanaście osób. Zaprowadzono ich do rozłożonego przy bloku namiotu medycznego a następnie do podstawionego specjalnie autobusu.
Większości mieszkańców nic groźnego się nie stało. Pomoc potrzebna była głównie trzem osobom, które przebywały w mieszkaniu, gdzie wybuchł pożar. Zostały one przewiezione do szpitali.
68-letnia kobieta ma poparzoną jedną trzecią ciała, w tym twarz. Wciąż jest hospitalizowana. Stan dwóch mężczyzn nie wymagał dalszego leczenia, jednak nie wrócili oni do swoich mieszkań. Zostali zatrzymani przez policję.
- Jeszcze nie wytrzeźwieli, ale kiedy to się stanie, zostaną przesłuchani - mówi Michał Kondzior z małopolskiej policji. Prokurator zadecyduje, czy zostaną im postawione zarzuty w toczącym się śledztwie.
To, jak doszło do pożaru, wyjaśni postępowanie prowadzone przez biegłego. Ekspert, który dokona oględzin, zostanie sprowadzony w najbliższym czasie z innego województwa, bo małopolscy biegli z zakresu pożarnictwa prowadzą w tym momencie inne sprawy. Inspektorzy nadzoru budowlanego na razie nie pozwolili na użytkowanie spalonego mieszkania. Strażacy wykonali tam podparcia stropu.