Mężczyzna w maju 2014 roku na jednym z portali internetowych wystawił do sprzedaży skuter. Po kilku dniach na wskazany w ogłoszeniu numer telefonu zadzwoniła osoba zainteresowana kupnem.
Panowie spotkali się, aby sfinalizować sprzedaż i wtedy okazało się, że znają się z widzenia. Sprzedający przekazał skuter z dowodem rejestracyjnym, kluczyki, ubezpieczenie i książkę serwisową. Kupującemu spieszyło się, więc umówił się ze sprzedającym, że umowę spiszą następnego dnia. Jednak nowy właściciel skutera już więcej się nie odezwał.
W lutym 2015 roku ich drogi ponownie się skrzyżowały. Obydwaj trafili do policyjnego aresztu. Padły zapewnienia, że jak wyjdą to się spotkają i spiszą umowę. I tym razem kontakt się urwał. Po pewnym czasie sprzedający dostał pismo wzywające do zapłaty za ubezpieczenie skutera, który dalej figurował na jego nazwisko.
Niestety znał jedynie imię i nazwisko nowego właściciela. Przypomniał sobie, że nierzetelny znajomy miał sprawę na policji więc jego dane na pewno mają policjanci. Dlatego też zgłosił się do komisariatu.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!