Kraków, rok 2030

Opublikowany właśnie raport "Polska 2030" biblią futurystów na pewno się nie stanie, bo to zbiór dyrdymałów (drogi, PKB, służba zdrowia - wszystko będzie piękne), ale prowokuje do myślenia.

Głównie dlatego, że kiedy rządowym dokumentem próbujemy zadekretować przyszłość, to w człowieku chęć do zerknięcia za kurtynę czasu narasta o wiele szybciej niż po seansie 26. części Terminatora.

Zajrzałem więc. Pomijając takie szczegóły jak ten, że w 2030 roku będę musiał poważnie zastanowić się nad liposukcją tego i owego (liczę bowiem, że zbijanie wagi poprzez ćwiczenia fizyczne będzie wtedy uznawane za szkodliwe), to z mroku czasu wyłoniła się daleko bardziej intrygująca wizja.

Była jak w magistracie pisana i wyglądała tak: W szkole im. Jacka Majchrowskiego trwa konkurs z okazji urodzin patrona, który zresztą zaszczycił placówkę oświatową swoją obecnością. Faworytem nauczycieli jest Jaś Wincenciak, prymus i mól książkowy.
Na początku idzie jak burza. "Wymień nazwisko prezydenta, którego mieszkańcy na kolanach błagali, aby został na kolejną kadencję", "Który prezydent wybudował obok Krakowskiej Szkoły Wyższej przystanek wodny, pętlę autobusową, stację metra i lotnisko?", "Który prezydent mógł o sobie powiedzieć: jam jest Słońce, ale przez skromność tego nie mówił?" - sypią się pytania.

Wincenciak odpowiada bez namysłu i za każdym razem wskazuje palcem siedzącego na podwyższeniu brodatego gościa.

Finał. Wincenciak już zastanawia się, co zrobi z nagrodą - dwukolorowym długopisem z wiadomo czyją podobizną. Ostatnie pytanie: "Któremu z prezydentów Krakowa nigdy nie dałbyś całuska?". Wincenciak z rozpędu podnosi palec i wytyka brodacza, któremu z twarzy znika dobrotliwy uśmiech. Dyrektor wpada w szał, a przerażonej rywalce Wincenciaka, Zosi Gągolewskiej, zasycha w gardle i nie mówi nic.

Wincenciak emigruje do Przemyśla, Gągolewska ma indeks KSW, a raport "Polska 2050" już jest w drukarni. Innymi słowy, do zobaczenia za 21 lat.