Skazany lekarz powoływał się na coraz gorszy stan zdrowia, który rzekomo uniemożliwiał mu pobyt w więzieniu. Jan S. we wniosku podnosi również, że stres związany z oczekiwaniem na odbycie kary ma zły wpływ na jego zdrowie.
Lekarz do tej pory unikał odbycia kary, na którą został prawomocnie skazany w październiku 2016 r. To były pracownik Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu. Jan S. – dziś 72-letni mężczyzna – w ciągu kilkudziesięciu lat pracy pełnił w placówce m.in. funkcję ordynatora oddziały chirurgii plastycznej, rekonstrukcji i oparzeń.
Chirurgowi udowodniono, że w ciągu 11 lat 27 razy przyjął pieniądze od rodziców dzieci przebywających w szpitalu. Lekarz miał brać łapówki w wysokości od 100 zł do 3 tys. zł.
„Jeżeli dostałbym coś na porządną flaszkę, to coś byśmy pomyśleli” - takie m.in. odpowiedzi słyszeli rodzice dzieci, które miały być operowane przez znanego chirurga. Ten uzależniał zabiegi od łapówek. Jak wynika ze śledztwa i z wyroku, doktor S. nie cofał się przed braniem pieniędzy od ludzi w kłopotach finansowych. Takich jak np. pani, która samotnie wychowywała córkę. Dziewczynka jest ciężko chora na nerki, wymaga stałego leczenia. Kiedy trafiła do Prokocimia, była jeszcze noworodkiem, również miała rozszczepienie podniebienia. Lekarz zasugerował matce, żeby mu zapłaciła, dała mu 100 zł. Potem jeszcze, sama z siebie, dała mu 200 zł.
Źródło: Gazeta Krakowska
KONIECZNIE SPRAWDŹ: