Sprawa zaczęła się od kradzieży, do jakiej doszło w strażackiej jednostce przy ulicy Westerplatte w Krakowie. W nocy z 20 na 21 sierpnia tego roku zniknęły m.in. prywatne rzeczy druhów warte ok. 5 tys. zł.
Awantura wybuchła jednak po tym, jak dowództwo postanowił nie zgłaszać tego faktu na policję. Zrobił to dopiero jeden z poszkodowanych strażaków, ogniomistrz Janusz Bałdyga, co ujawnił „Dziennik Polski”. Druh twierdzi, że po kradzieży wobec niego i innych kolegów dowództwo zaczęło stosować elementy mobbingu. Chodzi np. o to, że komendant wojewódzki ściągnął Bałdygę z akcji tylko po to, aby ten wytłumaczył się z zawiadomienia policji.
W związku z tym Zygmunt Włodarczyk, przewodniczący Solidarności w krakowskiej jednostce PSP, postanowił złożyć zawiadomienie do prokuratury.
– Dowództwo nie może mieć pretensji o to, co zrobił podwładny, bo to jego szefowie mieli taki obowiązek – przekonuje.
Strażacy twierdzą, że ich dowództwo nie zawiadomiło policji, ponieważ nie chciało na-głaśniać kradzieży. Okazało się
jednak, że zamiast wyciszenia sprawy w jednostce rozpętała się awantura.
– To zdarzenie przelało czarę goryczy. Od stycznia warunki pracy bardzo się pogorszyły ze względu na to, jak traktuje nas szef jednostki. Po kradzieży jest jeszcze gorzej. Za głupi brak podpisu na liście obecności dostajemy kary finansowe – skarży się strażak.
Janusz Bałdyga twierdzi, że to, jak dowództwo straży traktuje podwładnych, pokazała też reakcja komendanta wojewódzkiego na informację o zgłoszeniu sprawy na policję.
– Zostałem ściągnięty do jednostki prosto z akcji. Z tego, co mi wiadomo, można tak zrobić, jeżeli strażak nie wykonuje swoich obowiązków, zasłabł lub jest pijany. A ja musiałem się tłumaczyć, dlaczego złożyłem zawiadomienie o kradzieży moich rzeczy. To absurd – mówi Janusz Bałdyga.
Ogniomistrz ma również żal do komendanta za słowa, z jakimi ten się do niego zwrócił.
– Powiedział mi, że musiałby zniżyć się do poziomu podoficera, żeby z nami, strażakami, porozmawiać – dodaje Bałdyga.
Twierdzi, że na porządku dziennym straszy się podkomendnych, że za niewykonanie rozkazu zostaną karnie przeniesieni do innej jednostki.
– Traktuje się nas jak pracowników od każdej roboty. Na terenie jednostki wykonujemy prace budowlane, kładziemy płytki, kujemy tynki. Ciągłe ćwiczenia sprawiają, że kiedy przychodzi nocna zmiana, jesteśmy wykończeni, a przed nami noc pełna pracy – żali się jeden ze strażaków z ul. Westerplatte.
Po kradzieży we wszystkich jednostkach wprowadzono noc-ne warty. – Całą noc chodzimy po placu i pilnujemy, jakbyśmy byli ochroniarzami, a nie strażakami – dodaje druh. Skarży się, że dowództwo traktuje strażaków jak „wkład do munduru”.
– Średnio zarabiamy po ok. 2,5-3 tys. zł na rękę. Większość musi po pracy dorabiać, żeby utrzymać rodzinę. Przełożonych nic to nie obchodzi – dodaje Janusz Bałdyga.
Strażacy myślą o złożeniu pozwu zbiorowego o mobbing przeciwko szefowi swojej jednostki i komendantowi wojewódzkiemu.
Dowództwo krakowskiej straży pożarnej do tej pory nie ustosunkowało się do ich zarzutów.
KONIECZNIE SPRAWDŹ: