Przypomnijmy, do kontrowersyjnej sytuacji doszło w niedzielę 19 czerwca. 13-letni Szymon przewrócił się podczas jazdy na rowerze.
- Syn zadzwonił do mnie, że spadł z roweru i nie może oddychać. Zaniepokojeni od razu z mężem ruszyliśmy mu na pomoc – relacjonowała pani Monika, matka chłopca.
Siedzącego na krawężniku, poodbijanego nastolatka znaleźli na parkingu przy pobliskim sklepie.
- Miał bardzo dużo otarć i stłuczeń. To co jednak zaniepokoiło nas najbardziej, to opuchlizna twarzy i skarżenie się syna, że nie może złapać oddechu. Od razu wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do najbliższego nam szpitala im. L. Rydygiera – dodawała wówczas kobieta.
Po dotarciu na miejsce udali się na Szpitalny Oddział Ratunkowy. Tam pracownik rejestracji, który wówczas pełnił dyżur, na prośbę pani Moniki, by któryś z lekarzy obejrzał jej syna, bo ten ma problemy z oddychanie miał stwierdzić, że nikt nie przyjmie chłopca, bo... jest to szpital dla dorosłych.
O komentarz odnośnie opisywanego zdarzenia poprosiliśmy wówczas przedstawicieli szpitala. Zaraz po tym został zabezpieczony został monitoring z dnia w którym miało dojść do opisywanej sytuacji, a szpital przystąpił do analizy nagrania.
- Zależało nam na dokładnym i bezstronnym wyjaśnieniu okoliczności zdarzenia. Analiza zabezpieczanego nagrania wskazuje, iż chłopiec samodzielnie i bez widocznych problemów wszedł i wyszedł z oddziału SOR naszego szpitala, tuż po rozmowie matki z ratownikiem medycznym. Ponadto spotkanie z rodzicami pozwoliło wyjaśnić, że opisane przez nich zaostrzenie stanu chłopca nastąpiło dopiero po wyjściu z Oddziału Ratunkowego Szpitala Rydygiera i jak można się jedynie domyślać – było skutkiem rozwijającej się reakcji alergicznej, której wcześniejszych oznak nie uwidoczniono – co potwierdza ratownik medyczny - w czasie, kiedy chłopiec przebywał w szpitalu – dodaje Przybylska.
Cała sytuacja skończyła się szczęśliwie, szpital jednak zapewnia, że chce zrobić wszystko, by poprawić komunikację na linii Pacjent – pracownicy SOR, by do podobnych incydentów i nieporozumień nie dochodziło. W opinii szpitala trudno dziś powiedzieć co zdecydowało o biegu wydarzeń w tej konkretnej sytuacji – nadmierne emocje, brak właściwej komunikacji i zrozumienia, brak empatii czy też niewłaściwa ocena faktów.
Ratownik – jak twierdzi w opisywanym zdarzeniu - nie widział zagrożenia życia, dlatego polecił mamie chłopca udanie się do szpitala z zapleczem pediatrycznym lub odebranie numeru – tak jak przewiduje tradycyjny system regulacji ruchem pacjentów na SOR, a następnie oczekiwanie na konsultacje lekarskie. Kobieta kategorycznie jednak zaprzecza jakoby została poinformowana przez pracownika o możliwości oczekiwania na konsultację lekarską. Mimo problemów z oddychaniem, chłopiec był w stanie samodzielnie się poruszać.
Dyrekcja placówki nie chce jednak, by szpitala budził wśród społeczeństwa negatywne emocje.
- Dlatego przepraszamy i zapewniamy, że zawsze będziemy dążyć do tego, by pacjenci wychodzili od nas medycznie zaopatrzeni, zaopiekowani i uspokojeni – podkreśla Przybylska.
To zdarzenie dało placówce impuls do zorganizowania dodatkowych spotkań szkoleniowych i kolejnych warsztatów dla ratowników medycznych, tak by ich pomoc była bardziej adekwatna i co trudniejsze w takich warunkach pracy – bardziej uważna.
-Nie zgadzamy się jednak na medialne, negatywne eskalowania emocji w kierunku szpitala - zaznacza rzeczniczka.
I apeluje, aby każdą zauważoną nieprawidłowość w funkcjonowaniu placówki Pacjenci zgłaszali do pełnomocnika ds. Praw Pacjenta, którym w Szpitalu Rydygiera jest p. Ewa Wojas dyżurująca pod numer tel. 12 64 68 349; kontakt mailowy: [email protected].
Rodzice chłopca przyznają, że cała sytuacja kosztowała ich wiele nerwów.
- Z perspektywy tych kilku dni wiemy jednak, że takie sprawy należy wyjaśniać u źródła, a nie za pośrednictwem mediów. Rzeczywiście stan naszego syna zaostrzył się po opuszczeniu szpitala, ale już będąc na SOR miał duszności o których informowaliśmy i mimo to nie został zbadany. Jesteśmy jednak usatysfakcjonowani, że sprawa została wyjaśniona a pracownicy zostaną uczuleni, tak by podobne do naszej sytuacji zdarzenia nie miały miejsca.
