Był 12 maja, około godz. 3 nad ranem. Zamaskowany złodziej wepchnął do środka okno w galerii Simply i wszedł do środka. Potem wyważył drzwi u jednego ze znanych krakowskich jubilerów. Wziął pierścionki z brylantami, wisiorki. Łupy włożył do woreczka po okularach, a potem do kieszeni. Udało mu się uciec, choć włamując się włączył "cichy" alarm i w bazie firmy ochroniarskiej już wiedzieli, że ktoś sforsował drzwi. Policjanci o sprawie dowiedzieli się o godz. piątej rano.
Sprawa szybko trafia do wydziału przestępczości przeciwko mieniu Komendy Miejskiej Policji (zajmują się kradzieżami ponad 50 tys. zł). 10 policjantów przeczesuje środowisko złodziei i paserów. - Wiedzieliśmy, że to nie amator - mówi jeden z nich. Nie chce jednak powiedzieć, jak na niego trafili - tajemnica śledztwa.
Nieco ponad tydzień po włamaniu w ręce policji wpadają trzej złodzieje - koledzy. Adam K., 30 lat, krążący między Wieliczką a Krakowem wpadł, gdy usiłował sprzedać pierścionek z kradzieży koledze "z branży". Został zatrzymany z trefnym towarem. Przyznał się do paserstwa.
Wpadł też Paweł K., 27-letni kolega Adama, zatrzymywany wcześniej za włamania. W jego mieszkaniu był woreczek z resztą biżuterii, bardzo dobrze schowany. - Najpierw się przyznał do kradzieży, ale w prokuraturze wszystkiemu zaprzeczył - mówi oficer operacyjny z grupy. Siedzi w tymczasowym areszcie.
Trzeci z kolegów, 27-letni Marcin K., jest również podejrzewany o udział w napadzie, na razie postawiono mu tylko zarzuty nielegalnego posiadania naboi i narkotyków (marihuana).
Śledczy z prokuratury na Białym Prądniku muszą jednak wyjaśnić parę kwestii. Np. jak to się stało, ze trzech doświadczonych co prawda, ale drobnych włamywaczy i złodziei zrobiła skok na dobrze strzeżony sklep? Do tej pory włamywali się do mieszkań.
Śledztwo jest w toku. Tymczasem część policjantów z grupy, która złapała podejrzanych, dostała nagrody pieniężne od komendanta. Nie co dzień się zdarza, że tak duży łup złodziei wraca do właściciela...