Legalna aborcja kontra sumienie. Pierwszy prawny spór lekarza ze szpitalem
Konflikt dyrekcji szpitala z anestezjologiem, który odmówił wykonania aborcji, nie dopełniając przy tym formalnych obowiązków, podzielił też anestezjologów z Rydygiera. Troje z nich złożyło w ostatnich dniach oświadczenie, że nie będzie wykonywało aborcji.
Jeden z anestezjologów w Rydygierze odmówił wykonania legalnego zabiegu aborcji (w przypadku, kiedy nie- narodzone dziecko jest poważnie chore, kobiety wedle prawa mają w Polsce prawo do usunięcia ciąży). Powołał się przy tym na tzw. klauzulę sumienia, czyli prawo umożliwiające lekarzom odmowę wykonania pewnych zabiegów, jeśli są one niezgodne z ich moralnymi przekonaniami.
Sęk w tym, że lekarz korzystając z "klauzuli sumienia" ma obowiązek pisemnie wskazać innego lekarza, który dokona zabiegu i sporządzić odpowiednią dokumentację. Doktor W. tego nie zrobił. I popadł w konflikt z dyrekcją szpitala.
- Lekarz wciąż pracuje i absolutną nieprawdą jest, że w jakikolwiek sposób go szykanujemy czy myślimy o zwolnieniu go z pracy - dementuje Bożena Kozanecka, wicedyrektorka szpitala. - Natomiast nie ukrywam, że jesteśmy w trudnej sytuacji, z którą musimy sobie poradzić - mówi Kozanecka.
Chodzi o to, że sprawa podzieliła szpitalnych anestezjologów. Troje z 20 zatrudnionych w Rydygierze złożyło w ostatnich dniach pisemną deklarację, że w przyszłości nie chcą wykonywać zabiegu terminacji ciąży. Dyrektor Kozanecka boi się, że kiedyś na dyżurze zdarzy się przypadek wymagający natychmiastowej aborcji, a lekarzem kierującym dyżurem będzie któryś z trójki anestezjologów. Szpital musi opracować plan działania uzwględniający takie przypadki, choć, jak podkreśla dyrektor Kozanecka, taki scenariusz nie jest bardzo prawdopodobny. W szpitalu wykonuje się zaledwie ok. dziesięciu aborcji rocznie.
Doktora W. nie zastaliśmy w piątek na oddziale. Mężczyzna nie zszedł również do pikietujących, choć ci gorliwie wyrażali z nim solidarność. - Znalazł się jedyny sprawiedliwy, a teraz jest szykanowany - stwierdził Mariusz Dzierżawski z Fundacji Pro. Był jednym z kilkunastu pikietujących, ale jak przekonywali działacze fundacji, "są skoncentrowani na masowości odbiorcy, a nie pikietujących". - W kolejnych tygodniach też będziemy zbierać się pod tym szpitalem, bo tylko tak sprawimy, że przestanie się tu mordować niewinnych, chorych ludzi. To gorsze niż Holokaust - mówili.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze