
Dla porównania: w Warszawie limit dla rynku pierwotnego jest tylko o 8 proc. niższy od bieżących cen rynkowych, w Częstochowie o 3 proc. niższy, w Sosnowcu o 1 procent niższy, zaś w Bydgoszczy nawet… wyższy od cen rynkowych (o 2 proc.)!

Co ciekawe, limity zaproponowane przez rząd i przyjęte przez Sejm na rynku wtórnym skrajnie odbiegają od rynkowych. Jako się rzekło, w Krakowie i Szczecinie są aż o 31 proc. niższe od tego, co możemy dziś znaleźć w dostępnych ofertach, w Warszawie o 28 proc. niższe, w Lublinie i Gdańsku o 24 proc. niższe – co oznacza, że znalezienie tam używanego lokalu, którego zakup można by sfinansować kredytem wspartym z programu „Mieszkanie bez wkładu własnego” jest właściwie niemożliwe. Tymczasem w Sosnowcu ustalony limit jest aż o 23 procent… wyższy od średnich stawek rynkowych. W Bydgoszczy jest on o 10 proc. wyższy, w Częstochowie o 7 procent wyższy, a w Katowicach – o 5 proc. wyższy; czyli w tych miastach bez problemu znajdziemy lokal, który spełni wymagania programu.

Państwo za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego będzie gwarantować wkład własny nawet do 20 proc. do kwoty 100 tys. zł przez okres minimalnie 15 lat. Co ważne, w miarę jak powiększać będzie się rodzina, BGK ma pomagać jej w spłacie części gwarantowanego kredytu mieszkaniowego. Będzie to tzw. spłata rodzinna, która wyniesie w przypadku przyjścia na świat drugiego dziecka w rodzinie 20 tys. zł, a po urodzeniu się trzeciego i kolejnego dziecka - aż 60 tys. zł.

Państwo chce wesprzeć trzy grupy osób:
te, które chcą mieć swoje pierwsze mieszkanie z rynku pierwotnego,
te, które szukają mieszkania na rynku wtórnym, społecznym,
te, które chcą wybudować własny dom.