Dlaczego 37-letni krakowianin Maciej P. zamordował swoją żonę Hinduskę? - Usłyszałem głos, który mówił: "Zabij, zabij, nie bądź głupcem". Wtedy wziąłem siekierę i uderzyłem Joonace w głowę - tłumaczył się wczoraj na procesie o zabójstwo, rozpoczętym przed Sądem Okręgowym w Krakowie. Mężczyźnie grozi kara dożywocia. Biegli uznali, że oskarżony działał mając w znacznym stopniu ograniczoną poczytalność.
Z Joonace poznali się w 2004 roku w USA. Pokochali się, wzięli ślub wyznaniowy, przyjechali do Polski i zamieszkali w kupionym przed laty drewnianym domu w Raciborsku pod Krakowem. 27-letniej Hinduski nie przerażały spartańskie warunki, brak prądu i bieżącej wody, odludzie.
Maciej P.: Kochałem żonę. Usłyszałem jednak głos, który mówił: "Zabij"
- Mówiła mi, że to jej przypomina dzieciństwo w Indiach. Nasza 3-letnia córeczka uczyła się tu języka, umiała już nazywać po polsku niektóre zwierzątka. Planowaliśmy wysłanie jej do przedszkola - mówił mężczyzna, z wykształcenia historyk sztuki.
Po jakimś czasie idyllę zaczęły psuć kłótnie między małżonkami. Joonace nie podobało się, że Maciej P. utrzymuje kontakty z córką z pierwszego małżeństwa. Była zazdrosna. Kiedy minęły pierwsze uniesienia, zaczęły jej też przeszkadzać skromne warunki, w jakich żyli - o wiele gorsze niż te w mieszkaniu na Manhattanie.
W maju 2008 r. doszło do tragedii. Po kolejnej awanturze, tym razem związanej z przyjazdem z Anglii siostry Hinduski, Maciej P. nie wytrzymał. - Wziąłem siekierę wiszącą w sieni i zadałem żonie cios w głowę. Nie planowałem tego. Do dziś jest dla mnie zagadką, dlaczego to zrobiłem - zarzekał się na sali rozpraw szczupły, łysiejący, zdenerwowany oskarżony.
Potem przeciągnął zwłoki do piwnicy, na głowę żony założył foliowy worek, po czym wytarł ślady krwi, pomalował ściany farbą i spalił paszport i kartę bankomatową Joonace.
- Spieszyłem się, by córeczka się nie obudziła. Zdążyłem przed świtem - sucho relacjonował. Przyznał, że myślał o popełnieniu samobójstwa, ale uświadomił sobie, że nie zrobi tego ze względu na trzylatkę. - Żonę kochałem, ale dziecko jeszcze bardziej - nie krył.
Myślał też o rytualnym spaleniu zwłok kobiety, ale zrezygnował z tego, tak samo jak z pochowania jej w pozycji pionowej, co nakazują zwyczaje hinduskie. Wykopał tylko płytki dół w ogrodzie za domem, ułożył tam ciało zamordowanej, dla pewności jeązcze zadał cios siekierą lub łopatą, potem zasypał zwłoki wapnem i zakopał. Na koniec zasadził tam trzy wiśnie.
- Uważałem i uważam, że zbrodnia powinna być ujawniona i ukarana, dlatego wskazałem miejsce ukrycia zwłok. Nie mogłem żyć w takim kłamstwie. Swoje zachowanie oceniam jak najgorzej - zapewniał.
Jednak początkowo okłamywał policję, że jego żona wyjechała w nieznane. To samo mówił siostrze i matce zamordowanej, które przyjechały do Polski z Anglii szukać Joonace P.
Jako świadek zjawił się też na procesie 33-letni lekarz Ankuran Kakoti, szwagier oskarżonego.
- Specjalnie przyjechałem na ten proces z Londynu. Uważam, że zabójca jest osobą niezwykle niebezpieczną i nieobliczalną. Powinno się go izolować od społeczeństwa. Nie wiem, jaką karę można mu wymierzyć zgodnie z polskim prawem, ale liczę, że najwyższą - mówił na sądowym korytarzu.
Dzieckiem Macieja P. zajęła się jego rodzina, opiekunem prawnym dziewczynki został jej dziadek. Nie chciał wczoraj rozmawiać z dziennikarzami.