https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski” przypominają. Breda. Dziękujemy wam Polacy!

Michał Wenklar
80. lat temu, 29 października 1944 r., żołnierze 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka wyzwolili holenderską Bredę. Miasto stało się symbolem udziału Polaków w wyzwalaniu północnej Europy.

Który to już kraj?

To była długa droga. Zaczęła się na początku września 1939 r., gdy 10. Brygada Kawalerii Stanisława Maczka – jeszcze pułkownika – skutecznie opóźniała niemiecką ofensywę w Beskidzie Makowskim i Wyspowym. Potem walki na Podkarpaciu, obrona Lwowa i przejście półtora tysiąca żołnierzy Brygady, ze sprzętem, przez Przełęcz Tatarską na Węgry. Kolejnym etapem były walki odtworzonej 10. Brygady Kawalerii Pancernej – już generała – Maczka w obronie Francji w czerwcu 1940 r. Po nich dwa lata w Szkocji, gdzie na bazie 10. Brygady powstaje 1. Dywizja Pancerna. I w końcu przełom lipca i sierpnia 1944 r., gdy 1. DP ląduje w Normandii i rozpoczyna marsz na wschód. Już nie w obronie i w odwrocie. W końcu w ataku, z odpowiednim sprzętem, w otoczeniu jednostek brytyjskich i kanadyjskich. W końcu to Polacy biją Niemców.

Początek, to słynna bitwa pod Falaise, z polskim ryglem na Mont Ormel i w okolicach Chambois, umożliwiającym zamknięcie w kotle niemieckiej 7. Armii. A potem, nim z Normandii dotarli do Holandii, trzeba było przejść północną Francję i Belgię. Który to już kraj przemierzamy? – pytali sami siebie żołnierze gen. Maczka, cały czas z nadzieją, że na końcu tego szlaku będzie Polska.
Po drodze wyzwalane kolejne miasta. Francuskie, jak Abbeville – to samo, w którym 12 września 1939 r. Francuzi i Brytyjczycy zdecydowali, że nie udzielą realnej pomocy Polsce, teraz zdobywane przez polskiego żołnierza. Belgijskie, jak Ypres, gdzie mieszkańcy obok Vive la Pologne krzyczeli – jak zanotował korespondent wojenny Ksawery Pruszyński – Vive Majtshek, vive Majtshek. I gdzie tenże gen. Maczek na prośbę burmistrza złożył podpis w honorowej księdze miasta obok swojego poprzednika, wyzwoliciela miasta z I wojny światowej, marsz. Ferdinanda Focha.

Droga znaczona zwycięstwami, ale też poległymi i rannymi. Skąd brać żołnierzy na uzupełnienie strat? Zgłaszają się Polacy z robotniczej emigracji do Belgii i Francji. Zgłaszają się też Polacy z ziem wcielonych do Rzeszy, zmuszeni do służby w Wehrmachcie. Pruszyński opisał jedno z takich spotkań: „[…] z rowu wstaje dwóch żołnierzy w mundurach niemieckich i wprost do czołgów. Pytają po polsku: - Czyście Polacy? – A kim mamy być – odpowiada się z czołgu, jak gdyby to było całkiem zrozumiałe i jasne, że człowiek jadący przez Francję w angielskim czołgu może być tylko Polakiem”.

Jadą przez kraj ponury, deszczowy. Szeroki horyzont, niskie chmury, ciemne niebo. „To nie byłby kraj dla Cézanne’a – stwierdza zasłyszany przez Pruszyńskiego polski żołnierz, w cywilu malarz – tak, to nie słoneczna Prowansja – […] pod tym wielkim niebem musiało powstać malarstwo flamandzkie, wielka sztuka, to jasne”. Gdy wjechali do holenderskiej Brabancji, było równie ponuro, jak nad Skaldą, w belgijskiej Flandrii. Kraj płaski, poprzecinany kanałami, częściowo zalany przez wysadzających tamy Niemców – żeby czołgi nie mogły przejechać. I ślady wojny. Gdy zbliżali się już do Bredy płk. Franciszek Skibiński, dowódca dywizyjnej 3 . Brygady Strzelców, zanotował: „ten wieczór przypominał Normandię. Wszędzie dookoła paliły się wsie i fermy, śmierdziało spalenizną, znów siedzieliśmy w klinie pomiędzy Niemcami”.

Walki o Bredę

Breda była pierwszym większym holenderskim miastem na szlaku bojowym 1. DP. Samo w sobie nie było celem strategicznym, ale trzeba było je zdobyć, aby pójść dalej na północ, do Moerdijk nad Hollandsch Diep, czyli nad szerokim pasem wody współtworzącym ujście Mozy i Renu do Morza Północnego. Opanowanie przyczółku w Moerdijk pozwoliłoby zaś odciąć pozostawionych na zachód Niemców i ostatecznie otworzyć port w zdobytej wcześniej belgijskiej Antwerpii na morskie dostawy aliantów.

Działania 1. DP na tym odcinku zaczęły się 27 października 1944 r. Szybkim atakiem biją zaskoczonych Niemców, zdobywając leżące na wschód od Bredy miasteczko Gilze i przecinając szosę łączącą Bredę z drugim dużym miastem prowincji, Tilburgiem. Następnego dnia oczyszczone zostaje przedpole, dając możliwość do głównego ataku. Zdobyte zostaje m.in. położone już tylko kilka kilometrów od Bredy miasteczko Bavel. „Kiedy po raz pierwszy w szarym świcie zobaczyłem Bredę od strony Bavel – wspominał płk Skibiński – to poczułem ukłucie w sercu. Panorama Bredy przypominała mi Warszawę, widzianą ze wschodniego brzegu Wisły. Płaska równina, nad nią niskie szare niebo, a na horyzoncie sylwetka długiego, niskiego miasta, spośród domów którego tu i ówdzie wystrzelały wieże kościołów. Brakowało tylko kolumny Zygmunta”. Jeszcze 28 października nocnym atakiem, „bagnetem i granatem”, zostało zdobyte wschodnie przedmieście Bredy, Ginneken.

Właściwe natarcie na miasto nastąpiło 29 października. 3. Brygada Strzelców zaatakowała od południa, 10. Brygada Kawalerii Pancernej od północy. Pod naporem zaciekle nacierającej piechoty Niemcy zaczęli ustępować. Do końca 30 października trwało oczyszczanie miasta z pozostałych gniazd oporu. Najdłużej Niemcy bronili się w zachodniej dzielnicy Princenhage. Ostatecznie udało się wyprzeć ich poza leżące na północ od miasta kanały Mark i Wilhelminy. Płk Skibiński wspominał: „30 października koło południa wygasła strzelanina na ulicach Bredy i dopiero wtedy Holendrzy, przystrojeni w pomarańczowe wstęgi, wylegli na ulicę i zaczął się karnawał gandawsko-axelski. Taktowne władze niebiańskie rozpędziły ołowiane chmury na niskim holenderskim niebie i zesłały promienie słońca pierwszej kategorii”. Ale dopiero gdy Polacy sforsowali 3 listopada kanał Mark i opanowali następnego dnia położone za nim tereny, Breda stała się bezpieczna od niemieckiego ognia artyleryjskiego.

Wyłom w zaporze

Choć w Bredzie trwała już radość, trzeba było iść dalej na północ. 8 listopada rozpoczął się atak na Moerdijk nad Hollandsch Diep. Walki niezwykle ciężkie, bo miasteczko było silnie ufortyfikowane, a dojścia do wody broniły mocne żelbetonowe zapory. Maczkowcy podjeżdżali czołgami Cromwell na odległość kilkudziesięciu metrów i strzałami na wprost wykuwali w nich przejazd. Jeden z najdłużej żyjących żołnierzy 1. DP, zmarły miesiąc temu Jan Brzeski wspominał, jak to wjechał czołgiem w taki wyłom i tam utknął, najechawszy na minę, tarasując jednocześnie przejazd. Szczęśliwie tej załodze udało się uciec z płonącego czołgu. Po sforsowaniu zapory trwały bezpośrednie boje o każdy dom. Zdobycie przyczółku 9 listopada zakończyło ten etap walk. W kampanii od leżącego na północy Belgii Turnhout po Moerdijk zginęło 69 oficerów i 876 żołnierzy 1. DP. Polacy wzięli do niewoli 53 oficerów i blisko 3000 szeregowych niemieckich.

Tymczasem radość w Bredzie była ogromna. Silnie bronione miasto zostało zdobyte bez użycia lotnictwa, bez nawały artyleryjskiej. Tkanka miejska nie ucierpiała, niemal nie było strat wśród mieszkańców. Gen. Maczek wspominał: „Od pierwszego dnia zdali sobie mieszkańcy sprawę z tego, jak wyglądałoby ich miasto, gdyby to nie dywizja polska, lecz główne natarcie sprzymierzonych, dysponujące tak wielką potęgą ognia – stoczyło bitwę o Bredę. Zbyt wiele naokoło gruzów i zgliszcz, kwitnących przedtem miast i osiedli holenderskich”.

Nie dziwi więc entuzjastyczny stosunek mieszkańców do polskich żołnierzy. Biało-czerwone flagi obok holenderskich, napisy „Dziękujemy wam Polacy” czy „Niech żyje Polska”, po polsku i niderlandzku. Każdy uczestnik wyzwolenia Bredy otrzymał honorowe obywatelstwo miasta. Na miejscowym cmentarzu pochowano zaś ponad 160 polskich żołnierzy, poległych w czasie kampanii holenderskiej.

Breda stała się też dłuższym miejscem postoju Dywizji, na czas zimowy przerwane bowiem zostały działania ofensywne. To w Bredzie 25 listopada gen. Maczek został udekorowany przez marszałka Montgomerego wraz z kilkunastoma oficerami odznaczeniami brytyjskimi. Tutaj też, w Bredzie, do polskich żołnierzy dochodziły niepokojące informacje o losach kraju. Tutaj dowiedzieli się o Jałcie, o pozostawieniu Polski w sowieckiej strefie wpływów. Gdy żołnierze 1. DP wiedzieli już, że prawdopodobnie nie będą mogli wrócić do rządzonej przez komunistów Polski, pojawiło się naturalne pytanie – czy jest sens wciąż walczyć? Generał Maczek wspominał później: „Nie potrzebowałem robić ankiety wśród żołnierzy moich, zasięgać ich opinii – co dalej! […] Czyż dlatego, że nowy wróg – na odmianę „wróg aliant” zagroził ze wschodu, mamy zapomnieć o wrześniu 1939 r., zburzonej Warszawie, o Oświęcimiu i Dachau? Nie! Jeszcze będziemy się bili w sercu Niemiec. Tej najwyższej żołnierskiej satysfakcji nie może odmówić nam los”.

I z tą żołnierską satysfakcją ruszyli dalej bić Niemca, już na niemieckiej ziemi, wiosną 1945 r. Z tą satysfakcją w maju tego roku przyjmowali polscy oficerowie 1. DP kapitulację garnizonu Kriegsmarine w Wilhelmshaven, kończąc swój bojowy szlak. Szlak ten nie doprowadził ich do Polski. Generał Maczek, pozbawiony przez komunistów polskiego obywatelstwa, nigdy nie wrócił do kraju. Zmarł w Edynburgu, ale pochowany został – zgodnie ze swoją wolą – w Bredzie, wśród swoich żołnierzy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska