Borsuka z krwawiącą raną na tylnej łapie zauważył jeden z kuracjuszy w piątek koło godz. 19. Szybko chwycił za telefon i powiadomił strażników miejskich, że zwierzak wolnym krokiem wędruje w górę ulicy Tadeusza Kościuszki.
- Strażnicy sprawdzili zgłoszenie i stan zwierzęcia - opowiada Piotr Szyszka, komendant Straży Miejskiej w Krynicy-Zdroju. - Gdy okazało się, że borsuk wciąż żyje, wezwali weterynarza. Takie są procedury przy tego typu zdarzeniach.
Borsuk trafił pod opiekę Mariusza Opyda, lekarza weterynarii z Muszyny. Ten opatrzył mu rany i podał leki.
- Najprawdopodobniej potrącił go samochód, ale nie jest wykluczone, że został skrzywdzony przez człowieka. Ktoś mógł uderzyć go łopatą - podejrzewa Mariusz Opyd. - To na pewno nie były rany zadane przez innego drapieżnika.
Weterynarz dodaje, że borsuk wrócił w bezpieczne miejsce do lasu, w rejon, gdzie nie występują groźne dla niego drapieżniki. Obiecali go doglądać myśliwi z koła łowieckiego. Musi nabrać sił w spokojnym otoczeniu, z dala od innych drapieżników. - Myślę, że za kilka dni wróci do pełni sił - mówi Opyd. - To pierwszy borsuk, z którym miałem do czynienia, do tej pory. Z dzikich zwierząt trafiały do mnie jedynie sarny, zdarzył się też wąż boa.
Stanisław Michalik, nadleśniczy Nadleśnictwa Piwniczna, przyznaje, że borsuk w centrum uzdrowiska to bardzo rzadki widok. - Jego naturalnym środowiskiem jest las, choć lubi też odwiedzać ludzi i podjadać im z grządek warzywa - mówi Michalik. - Żeruje w nocy, dlatego trudno go zaobserwować.
Borsuków z roku na rok przybywa. Ich największa kolonia znajduje się w rejonie Złotnego.