- Został Pan okrzyknięty najlepszym zawodnikiem naszej kadry na turnieju EIHC w Budapeszcie. Według oficjalnych statystyk, strzelił Pan aż cztery bramki…
- Nie cztery, tylko trzy. W ostatnim meczu z Włochami czwartą bramkę dla nas zdobył mój kolega z Cracovii Patryk Wajda. Mój bilans to trzy gole i dwie asysty.
- Pana formacja zdobyła pięć z sześciu bramek.
- To cieszy. Grałem na turnieju w różnych ustawieniach. W pierwszym meczu moimi partnerami byli Patryk Wronka i Aron Chmielewski, potem zamiast Wronki doszedł Maciej Urbanowicz. Gram z nim na co dzień w Cracovii, z Aronem to są jedne z pierwszych prób, występowaliśmy już raz razem na turnieju przedolimpijskim w Mińsku. Myślę, że w obu ustawieniach grało mi się dobrze. Mamy wprawdzie różne charaktery, ale o to przecież chodzi, by każdy coś innego wnosił do gry. Zobaczymy, jak to będzie dalej, jakich partnerów wyznaczy mi trener Jacek Płachta.
- Jak ocenia Pan ten turniej i wasz występ?
- Nie jesteśmy z siebie do końca zadowoleni. Liczyliśmy na lepsze wyniki. Zawsze wysoko zawieszamy sobie poprzeczkę, dlatego piąte miejsce nie może nas satysfakcjonować.
- Zaczęliście turniej od dwóch porażek, z Węgrami i Danią. Można ich było uniknąć?
- Rzeczywiście, początek mieliśmy nie najlepszy. Zauważyliśmy, że często źle wchodzimy w turnieje, ciężko nam się przestawić ze słabej naszej ligi na zupełnie inny poziom. Z gospodarzami Węgrami długo toczyliśmy wyrównany bój, przy stanie 1:1 mieliśmy sporo okazji, graliśmy w pewnym momencie z przewagą dwóch zawodników. Rywal był bardzo dobrze zorganizowany w obronie. Z Danią źle weszliśmy w mecz, na początku drugiej tercji przegrywaliśmy 0:3. Za wolno jeździliśmy po lodzie, za mało było w nas agresji. Jednak od połowy drugiej tercji byliśmy równorzędnym przeciwnikiem.
- Zakończyliście turniej wygraną z Włochami.
- To cieszy, bo przecież Włosi awansowali do światowej elity. To było nasze najlepsze spotkanie, choć długo ważyły się jego losy. Przełamaliśmy rywala golami w trzeciej odsłonie. To pozytywne zakończenie turnieju wlało w nasze serca trochę optymizmu.
- Turniej w Budapeszcie zakończył się sensacyjnie, wygrała Korea Płd., z którą zagracie w kwietniowych mistrzostwach świata dywizji 1A. To pokazuje, jakich emocji możemy się spodziewać w Kijowie.
- Tak, stawka w dywizji 1A jest bardzo wyrównana. Kazachstan, Węgry, Austria, Korea Płd., gospodarz Ukraina. Każdy może wygrać z każdym. Przedsmak mistrzostw będziemy mieli w połowie grudnia w Gdańsku, gdzie w kolejnym turnieju EIHC zagramy z Kazachstanem, Ukrainą i Koreą Płd.
- Zbiera Pan dobre opinie, czy nie myśli Pan o wyjeździe do zagranicznego klubu?
- Szczerze mówiąc, Polaków nie za bardzo widzą w zagranicznych klubach. Nie jesteśmy atrakcyjnymi hokeistami. Może gdybym miał, tak jak Paweł Dronia, podwójny paszport, to łatwiej byłoby „zahaczyć” się gdzieś za granicą. A poza tym, na razie mam dwuletni kontrakt z Cracovią i dobrze się czuję w Krakowie. Gdyby przyszła jakaś propozycja, to można ją rozważyć. Ale na razie takiej nie ma.
- Wracacie do ekstraligi, w której „Pasy” są liderem. O co gracie?
- W Cracovii są zawsze wysokie cele, chcemy utrzymać pierwszą pozycję. To też będzie ważne w kontekście finałowego turnieju o Puchar Polski. W piątek gramy u siebie z Orlikiem Opole. Czeka nas trudny mecz, opolanie mają solidny zespół i bardzo dobrego amerykańskiego bramkarza Johna Murraya, który stara się o polski paszport. Zadebiutował w naszej kadrze na turnieju w Budapeszcie w meczu z Włochami i swoimi interwencjami potwierdził, że zasłużył na powołanie.