Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Świątek: Hutnikowi kibicuję od zawsze. Swoich goli i meczów nie liczę

Tomasz Bochenek
Tomasz Bochenek
Krzysztof Świątek z Hutnikiem związany jest od ponad 20 lat
Krzysztof Świątek z Hutnikiem związany jest od ponad 20 lat Joanna Urbaniec
- Jako mały chłopak chodziłem na mecze, chodziłem podawać piłki, a potem stałem pod budynkiem klubowym, czekając na Andrzeja Ziębę czy innych zawodników, żeby dostać ich autograf - mówi Krzysztof Świątek. Dziś ma 35 lat, jest rekordzistą Hutnika pod względem liczby strzelonych goli, a w sobotę rozegrał swój 400. mecz w nowohuckiej ekipie, oczywiście będąc jej kapitanem.

Pamięta pan swój pierwszy dzień, pierwsze dni w Hutniku?

Krzysztof Świątek: Tak, chociaż wiadomo, że obraz jest trochę zamazany. Ale pamiętam, gdzie były nabory do klubu, kiedy przyszedłem – na tym najdalszym boisku treningowym, czyli boisku numer 1. Tam graliśmy na metalowe, mniejsze bramki.

Ile miał pan wtedy lat?

Siedem albo osiem.

I był pan dzieciakiem z Huty.

Tak, wychowany tutaj, rodowity nowohucianin.

Więc ten Hutnik był naturalnym wyborem.

To prawda, mieszkałem w centrum Huty, było najbliżej. Zresztą wtedy szkolenie dzieci prowadziły tylko kluby sportowe, dodatkowo były SKS-y w szkołach, ale nie było tak jak teraz, że na każdym kroku jest szkółka piłkarska. Chłopcy, którzy wychowywali się w Hucie, a chcieli trenować piłkę, w większości trafiali do Hutnika.

Hutnik Kraków. Kadra na wiosnę 2022. Oni będą walczyć o utrz...

A grupa z rocznika 1987 okazała się wyjątkowa. Z tej drużyny wyszli Michał Pazdan i Piotr Tomasik.

No tak, mieliśmy bardzo utalentowany rocznik. Michałowi i Piotrkowi najbardziej się udało, ale było też wielu innych utalentowanych chłopaków: Daniel Jarosz, Radek Chrząszcz czy Grzesiek Korneluk też mieli przed sobą ciekawą perspektywę. Wiadomo, jak to w życiu; jedni szybciej rezygnują, innych życie zmusza od pewnych innych wyborów, ale mieliśmy bardzo fajną, zgraną paczkę. Najdłużej, od najmłodszych lat prowadził naszą drużynę trener Kordian Wójs. Bardzo dużo pracowaliśmy nad techniką indywidualną. Teraz, patrząc już jako trener, uważam, że to jest kluczowe, jeżeli chodzi o rozwój młodych talentów.

Pana rozwój nastąpił podręcznikowo: w wieku 18 lat, w maju 2005 roku, zadebiutował Pan w I drużynie Hutnika. Pamięta pan tamto wydarzenie?

To był mecz w Pucharze Polski, w Proszowicach. Ale lepiej pamiętam pierwsze spotkanie na naszym stadionie - mecz z Avią Świdnik, trener Kasperczyk wpuścił mnie w końcówce.

A pamięta pan, jakiej drużynie strzelił pan pierwszego gola?

Puszczy Niepołomice, w pucharowym meczu.

Hutnik zdobył w nim dwie bramki. Pierwszą – Krzysztof Lipecki, czyli pana obecny trener.

Tak się to w życiu i w piłce układa, że zmieniają się role, relacje... Ja, będąc kibicem Hutnika od zawsze, jako mały chłopak chodziłem na mecze, chodziłem podawać piłki, a potem stałem pod budynkiem klubowym, czekając na Andrzeja Ziębę czy innych zawodników, żeby dostać ich autograf. A wiele lat potem spotykaliśmy się na boisku, dziś jesteśmy kolegami.

3 czerwca 2012. Plac Centralny, feta po awansie Hutnika do III ligi

Hutnik Kraków. Feta po awansie na Placu Centralnym. Pamiętac...

Pan miał epizod, że będąc piłkarzem Hutnika stawał za barem…

Z moim przyjacielem otworzyliśmy lokal na I piętrze w budynku klubowym. Prowadziliśmy go w wolnym czasie, przez około dwa lata.

To były jeszcze czasy spółki Hutnik SSA.

Tak, to były najtrudniejsze czasy dla piłkarzy. Był okres, kiedy przez siedem miesięcy nie dostawaliśmy pensji. Hutnik miał spore długi.

Paradoksalnie, gdy spółka chyliła się ku upadkowi, sportowo Hutnik prezentował się dobrze. Pan w ostatniej rundzie przed odejściem z klubu, jesienią 2009, strzelił 14 bramek w III lidze.

Ogólnie jako zespół mieliśmy bardzo udaną tę rundę, skończyliśmy ją na pierwszym miejscu z dosyć pokaźną przewagą punktową. Później sytuacja klubu spowodowała, że zespół się rozpadł, zostały jednostki.

Pan odszedł do Podbeskidzia, czyli był to sportowy awans.

Było kilka fajnych propozycji, mogłem sobie wybrać nowy klub, w grę wchodziła m.in. Wisła Płock. Zdecydowałem się na Podbeskidzie.

I był to chyba szczytowy okres pana kariery, zagrał pan w I lidze.

No tak, zagrałem pięć meczów w I lidze. Wiadomo, nie ułożyło się to tak, jak sobie człowiek wyobrażał idąc do Podbeskidzia. Ale nawet jak czasami ludzie pytają mnie o ten okres, to mówię – nie żałuję, widocznie tak miało być. Nie ma co narzekać, trzeba się cieszyć z tego, co jest, z tego, co się przeżyło. Tak naprawdę rozegrałem wszystkie sezony bez jakichś poważniejszych kontuzji.

Hutnik Kraków. Feta na stadionie po awansie do II ligi [ZDJĘCIA]

W sumie przez całą karierę był pan trzy i pół roku poza Hutnikiem. Wrócił pan w styczniu 2012 roku do klubu działającego już w nowych ramach organizacyjnych, zarządzanego przez stowarzyszenie Nowy Hutnik 2010. No i minęło od tego powrotu już dziesięć lat…

Kawał czasu.

I osiągnięć. Jesienią 2017 roku strzelił pan najpierw swojego setnego gola w Hutniku, następnie ustanowił klubowy rekord bramek – wtedy było ich 106. Stało się to w meczu z Sosnowianką, w którym zdobył pan 6 goli. A ja zapytam: które bramki w Hutniku dały panu największą satysfakcję?

Na pewno bramki, które decydowały o losach meczów. Takie sprawiają najwięcej radości.

Ma pan gole, do których pan wraca, są panu szczególnie miłe we wspomnieniach?

Czasami wracam do bramki strzelonej z rzutu karnego w meczu z Czarnymi Połaniec. To był ostatni mecz w czasach SSA. Bramka na 2:0, ale znaczenie miała otoczka. Wiadomo, że był to bardzo trudny okres dla Hutnika, dla zawodników, a nam mimo wszystko udawało się utrzymać fajny poziom. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że kształt drużyny po rundzie bardzo się zmieni. Mecz był przy sztucznych światłach, na trybunach bardzo fajny klimat. Po golu bardzo się cieszyłem, zresztą jest nawet nagranie na YouTube, do którego czasami sobie wracam.

To ciekawe, bo strzelił pan dużo efektownych bramek, a wraca pan do bramki z karnego i mówi przede wszystkim o klimacie meczu.

My wtedy z jednej strony cieszyliśmy się z wyników, z drugiej – bardzo przeżywaliśmy to, co się dzieje w klubie, wiedzieliśmy, co się stanie po rundzie z naszym zespołem. Kibice bardzo mocno nas wspierali, licznie zgromadzili się, sektor kibiców dopingujących był przy zegarze, też była to niecodzienna sytuacja. Tak jak mówię – cała otoczka była fajna, utkwiło to w pamięci.

Osiągnięciami, które najbardziej cieszą, są awanse – do trzeciej, do drugiej ligi?

Myślę, że tak. Wiadomo, że przez tyle lat człowiek, chcąc nie chcąc, musiał przeżywać lepsze i gorsze okresy w klubie. Tak jak teraz mamy gorszy okres, gdzie nie wszystko układa się po naszej myśli, kiedy nie jest jak, jakby kibice chcieli, jakbyśmy sami chcieli. Ale były też lepsze okresy, w których graliśmy efektowną piłkę, strzelaliśmy ładne gole. Wiadomo, że szczebel ligi był niższy, jednak wygrywaliśmy w fajnym stylu, zdecydowanie, robiliśmy te awanse. Fajne było też doświadczanie tego, jak klub staje na nogi. Patrząc z perspektywy czasu, naprawdę wiele w Hutniku się zmieniło: mamy mnóstwo dzieciaków w akademii, boiska treningowe, główny stadion, halę, budynki. A przecież kiedy zaczynała się reaktywacja Hutnika, to nie było ani akademii ani własnych boisk.

Pan trenerem w akademii Hutnika jest od jej początku, od 2017 roku.

Tak, od pierwszego dnia bardzo mocno zaangażowaliśmy się w pracę trenerską jako zawodnicy. Ja nie ukrywam, że to jest moja pasja i bardzo mocno patrzę w tym kierunku. Zleciało już pięć lat, chociaż wydaje się, że dopiero co odbieraliśmy jako Hutnik sztuczne boisko... Ale jak mówię: dużo pozytywnych rzeczy się wydarzyło.

W akademii prowadzi pan zespół z rocznika 2008.

Tak, od początku.

A od kilku miesięcy jest pan też asystentem trenera Lipeckiego w I drużynie. Co należy do pana zadań? Jak zmieniła się pana rola jako zawodnika?

Nie zmieniła się. Funkcję asystenta zaproponował mi trener Lipecki, dogadaliśmy szczegóły, bo wiadomo, że czasami ciężko się te role łączy. Pomagam od strony organizacyjnej, od strony treningowej, jeżeli trener mnie potrzebuje. Mam takie zadania, żeby nie kolidowały z obowiązkami zawodnika.

Hutnik Kraków, czyli kopalnia talentów. Poznajecie tych chło...

Bramek strzelił pan już w Hutniku 147.

Możliwe... dokładnej liczby nie znam. Pewnie będzie 147.

Naprawdę pan tego nie liczy?!

Naprawdę. O tym, że ostatnio miałem 400. mecz, dowiedziałem się od jednego z kibiców, kiedy po meczu z Garbarnią podeszliśmy pod trybunę, żeby podziękować kibicom.

Te czterysta meczów w jednym klubie to w obecnych czasach rzadkość. Z drugiej strony - dzień po panu swój 400. mecz w Barcelonie rozegrał Dani Alves. Czyli jednak można.

No pewnie. To kwestia kilku czynników. W moim przypadku głównie zdrowia. Gdyby nie pozwalało mi na granie całych sezonów, licznik spotkań by się tak nie nabijał.

Jak pan sądzi, ile jeszcze pan pogra? Jak się pan czuje?

Bardzo dobrze. Profesjonalnie się prowadzę, staram się dbać o swoją formę i fizycznie naprawdę czuję się bardzo dobrze. W przyszłości, nawet jeśli kiedyś już nie na tym poziomie, na pewno będę chciał nadal grać, bo cały czas sprawia mi to dużą przyjemność.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska