Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Czajka: Moje długie kolędowanie

Marta Paluch
Ks. Stanisław Czajka: przychodzę porozmawiać, nie egzaminować. Jestem księdzem, nie policjantem
Ks. Stanisław Czajka: przychodzę porozmawiać, nie egzaminować. Jestem księdzem, nie policjantem fot. Anna Kaczmarz
O problemach i radościach duszpasterskich wizyt, zwanych popularnie kolędą opowiada wieloletni duchowny, ks. Stanisław Czajka, proboszcz parafii św. Karola Boromeusza.

Zna Ksiądz każdego w swojej krakowskiej parafii?
Znam większość. Choć moja parafia jest specyficzna. Są tu osiedla, gdzie ludzie mieszkają po 40-50 lat, a ja znam ich od 25 lat. Jest też nowe osiedle Żabiniec, na którym mieszkają głównie studenci, osoby wynajmujące mieszkania.

Były sytuacje, że w całej klatce nikt nie otworzył drzwi po kolędzie?
Aż tak może nie, ale czasem całe piony są prawie puste, a wiele drzwi zamkniętych.

Przykro?
No przykro, bo przecież idę na spotkanie z ludźmi. Często nie wiem, dlaczego te drzwi są zamknięte. Wiele osób wyjechało pracować za granicą, inni się wyprowadzili. To osiedle to niestety bardziej hotel niż wspólnota.

Smutno.
Ale zdarzają się miłe zaskoczenia. Studenci nieraz przychodzą po terminie, proszą o dodatkowe wizyty. Jest dużo fajnych młodych małżeństw, które pracują do późna i też o to proszą.

Jak student przyjmuje kolędę?
Zależy. Zawsze jakiś święty obrazek, serweteczka jest.

Podejmują czymś?
Herbatka, kawa, bez luksusów. Zawsze też chętnie mogę się z nimi za sesję pomodlić.

Zdarzyła się kiedyś problematyczna sytuacja?
Kilka razy. Wchodzę, ciemne mieszkanie (prąd wyłączyli), lump otwiera drzwi i zaprasza. Zaczynam wizytę, a tu z pokoju wypada drugi i wyklina gospodarza. Jestem kawał chłopa, więc krzyczę: weźże się uspokój! Stań i módl się! Poskutkowało.

Uroki miasta. A jak wyglądała kolęda na wsi?
Byłem wikarym w Ślemieniu (między Suchą Beskidzką a Żywcem). Zawsze był tam wyznaczony dom, w którym podejmowano mnie obiadem lub kolacją, bo czasem chodziło się bardzo długo, pod górę, żeby dotrzeć do niektórych domów. Tylko modliłem się, żeby śnieg nie spadł.

Dlaczego?
Łatwiej się wspinać. Albo iść na przełaj przez zaorane pole. I tak moim podstawowym wyposażeniem były gumofilce, w nich zawsze tam kolędowałem. Sutanna tak zamarzała, że się obijała o łydki, więc w eleganckich butach ciężko byłoby wytrzymać.

Wysoko się Ksiądz wspinał?
Było kilka domów na polanach, w górach. Do jednego z nich dochodziliśmy półtorej godziny: ja, kościelny, organista i ministranci. Na wsi tak było - tam przy okazji kolędy dostawali od ludzi dodatkowe wynagrodzenie za swoją pracę, taki zwyczaj. Przychodziliśmy, ludzie witali nas uroczyście, bo tam kolęda to wielkie wydarzenie. Śpiewaliśmy piękne kolędy. W mieście z tym gorzej. Nie śpiewamy.

Dlaczego?
Gdybyśmy to robili, może znalazłby się i taki z pretensjami, że zakłócamy spokój. Poza tym, wielu parafian nie umie słów, więc nie będę śpiewał sam. Na wsi to co innego - tam śpiewanie było na całego. Wizyta trwała długo, można było porozmawiać. Tam znałem wszystkich, tutaj w Krakowie - nie. Choć jest tu dużo wspaniałych ludzi, tylko oni nawet sami ze sobą się nie znają. I często na mnie czekają. Tak naprawdę, a nie żeby odbębnić tę kolędę.

Pytają się Księdza o jego prywatne sprawy?
A, oczywiście! Czy jestem chory, czy mnie coś nie boli. Panie radzą mi, jak walczyć z różnymi chorobami, mają swoje sposoby, specyfiki...

Zdarza się, że ktoś dyskutuje? Pytają np. o ks. Wojciecha G.?
O to akurat nie.

O politykę?
O tak, narzekają, że teraz jest źle, a za komuny było lepiej. Ale to dlatego, że wtedy byli młodzi i inaczej widzieli świat. Ale im tego nie mówię, to moje zdanie. Po co prowokować dyskusję.

W jakim stroju przyjmują Księdza?
Na wsi wszyscy są zawsze ubrani jak do kościoła: garsonki eleganckie, garnitury, krawaty. W mieście jest inaczej.

W dresie?
Zdarzyło się. Dla niektórych dres jest ładniejszy niż garnitur, bardziej elegancki. Takie czasy. Pamiętam, że kiedy byłem w Ziemi Świętej, koło meczetu stała starsza pani w sukience za kolana. Wiatr powiał i babci odsłonił kolano. Zobaczył to duchowny z meczetu. Matko, jak on ją skrzyczał! Tam jest szacunek do miejsca modlitwy, stroju.

Czy podczas kolędy parafianie zwierzają się?
Tak. Często to historie, które chwytają za serce. Kiedyś byłem po kolędzie u małżeństwa, które potem zmarło, w ciągu miesiąca, jedno po drugim. Ta pani walczyła z rakiem przez sześć lat. Ostatnie miesiące były dla niej bardzo ciężkie. Jej mąż tak się załamał, że nie wytrzymał tego cierpienia i zmarł miesiąc przed nią... Innym razem przyszedłem do zapłakanych ludzi. Chwilę wcześniej wrócili od lekarza. Też usłyszeli: rak. Nie mieli już siły walczyć. I co ja mogę w takiej sytuacji powiedzieć?

No właśnie, co?
Mówię, żebyśmy się razem pomodlili. Czasem zostaje tylko powiedzieć: bądź wola Twoja. Wierzę, że Bóg im pomoże. Cóż, ja, ksiądz, mogę im nieść tylko taką pociechę. Porozmawiać. Nieraz wspominamy zmarłych. Mówię, że wszyscy zmierzamy w tamtym kierunku.

To im wystarcza?
Nie wiem. Ale jaką inną posługę, pomoc mogę im dać? Ja też przeżywam te spotkania, bo przecież tworzyłem z tymi ludźmi tę parafię od zera, 25 lat temu. Wielu już odprowadziłem na cmentarz. Gdy przechodzę koło ich drzwi, czuję, jakby odszedł ktoś z mojej rodziny. A czasami też, gdy zapukam do kogoś, widzę, że rodzina potrzebuje pomocy. Jakąś paczkę wtedy się podrzuci.

Zdarza się, że zostawia Ksiądz u nich kopertę, którą dostał gdzie indziej?
Tak. To delikatne sprawy, trzeba to umiejętnie załatwić. Czasem też zdarza się, że od kogoś koperty nie wezmę. To dla niego niełatwe, bo ludzie mają swój honor i wiem, że taka odmowa ich boli. Mówię wtedy: weź, daj to komuś z rodziny.

Tylko ci zaangażowani przyjmują kolędę? A niepraktykujący?
Wie pani, każdy parafianin ma swoje ulubione miejsce w ławce i swoją godzinę mszy i ja dobrze wiem, gdzie kto siedzi. A przyjmują mnie i tacy, których z tych ławek nie znam. Nie pytam ich, gdzie chodzą do kościoła, bo widzę, że to dla nich niewygodne. Poza tym nie jestem policjantem. Przychodzę porozmawiać i staram się zachęcać, a nie straszyć. Chodziłem np. po kolędzie do pary, która żyła bez ślubu, a mieli już dziecko, i to ochrzczone. Udało mi się ich przekonać, żeby go wzięli. Mówiłem, że przecież można wziąć skromny, a nawet wtedy, gdy jedna osoba jest niewierząca. Czasem się uda takie małe rzeczy naprawiać. To mnie cieszy. Czasem też ktoś po długim czasie wróci do Kościoła. To takie małe kroczki, sukcesy.

Tak było też za komuny?
Byłem wtedy wikarym w Arce Pana w Nowej Hucie. Nieraz zdarzało się, że na przykład w partyjnych, słabo wierzących, następowała przemiana. Brali ślub po cichu, bez zapowiedzi można było zorganizować. Pamiętam, że w tych czasach ludzie przyjmowali nas z otwartymi ramionami.

Partyjni też?
Pewnie. Byli i oficerowie wojska. Przyjmowały nas ich żony, a ich "nie było". A kiedy przyjął nas jeden wysoki rangą, tak samo zrobili wszyscy wojskowi jego sąsiedzi.

Tłumaczyli się Księdzu?
Nie. Trzeba odróżnić, że byli tacy partyjni, którzy chodzili do kościoła, chrzcili dzieci. Mówili, że muszą być w partii, bo tego wymaga ich stanowisko. Ale wielu było bardzo dobrymi ludźmi. Zresztą, ja ich nawet o to nie pytałem. Dla mnie to byli ludzie po prostu. Przyszedłem porozmawiać, jak z człowiekiem. Drzwi otworzyli i to się liczyło.

Teraz jest ciężej po kolędzie?
Jest inaczej. Nie powiedziałbym, że ciężej. Dziś nie ma nacisku społecznego: otworzę księdzu, bo co ludzie powiedzą. Otwiera ten, co chce. I to się czuje, tę większą głębię, świadomość. Nikt nikogo do niczego nie zmusza. A mimo to ciągle jest wiele otwartych drzwi. I to, proszę pani, to mnie ogromnie cieszy.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska