Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Kto panu na to zadupie przyjedzie?" A jednak. Kocierz, góra sukcesu szeryfa Sordyla

Redakcja
Stanisław Sordyl na tle swojego alpejskiego aquaparku. Na górze Kocierz stworzył hotel na 250 miejsc, aquapark z biologiczną oczyszczalnią, parki linowe, korty tenisowe, klub nocny, karczmę i centrum konferencyjne
Stanisław Sordyl na tle swojego alpejskiego aquaparku. Na górze Kocierz stworzył hotel na 250 miejsc, aquapark z biologiczną oczyszczalnią, parki linowe, korty tenisowe, klub nocny, karczmę i centrum konferencyjne Marcin Makówka
Osiem lat temu Kocierz był zapomnianym przysiółkiem na krańcu Małopolski. Dziś to miejsce tętni pełnią życia: hotel, SPA, parki linowe, tysiące gości, tłumy dzieciaków. I pomyśleć, że kiedy Stanisław Sordyl po raz pierwszy zdradził, że chce tu stworzyć turystyczny kompleks, ludzie pukali się znacząco po czołach - pisze Maria Mazurek.

Sam mówi o sobie: jestem wizjonerem. Osiem lat temu, kiedy kupił podupadający ośrodek wczasowy na górze Kocierz i starał się uzyskać od banku pieniądze na jego rozbudowę, wysnuwając wizje, że wybuduje tu nowoczesny kompleks hotelarski razem z parkami linowymi i aquaparkiem, ludzie pukali się po głowie. Bankowiec zapytał go wprost: Panie, kto tu panu na to zadupie przyjedzie?

Przyjeżdżają. Urokliwa góra w Beskidzie Małym, gdzie przebiega granica województw małopolskiego i śląskiego, tętni dziś życiem. Stanisław Sordyl, nazywany przez pracowników pieszczotliwie "szeryfem", stworzył tu ośrodek w iście alpejskim stylu.
Prezes puszczający oko

Staszka Sordyla trudno nie polubić. Nie jest typem sztywniackiego prezesa w garniturze. Raczej: życzliwym dowcipnisiem. Bardzo żywiołowym, chłopięcym - choć ma 57 lat. Chodzi po swoim ośrodku, zagadując do gości, zaczepiając dzieciaki, puszczając oko do kelnerek.

- Trzeba przecież wrzucić na luz... Czasem, jak mówi, wynikają z tego niezłe jaja. - Raz podjechał na parking gość i zapytał mnie: "Pan tu pracuje?". Odpowiedziałem, że tak, w czym mogę pomóc. On żebym znalazł mu miejsce parkingowe. To znalazłem, pokierowałem nim, jak ma zaparkować. Potem poszliśmy do recepcji. Panie mówią tam do mnie: "Panie prezesie, gdzie pan się podziewał, nie odbierał pan telefonów, wszyscy pana szukają". Facet to usłyszał i zaczął mnie przepraszać, że nie wiedział... Ja mu mówię na to: "Nie szkodzi. Prezes nie prezes, wszyscy tu jesteśmy dla gości" - opowiada. Tak zresztą uczy swoich pracowników (a ma ich około 200): Pamiętajcie, że prawdziwym szefem jest podjeżdżający tu na parking gość. On jest w stanie zwolnić nas wszystkich - kelnerki, panie sprzątające. I prezesa.

Marzyłem o lepszym życiu

Sordyla denerwuje to wieczne Polaków narzekanie, to stękanie, marudzenie. - Złoszczę się, gdy ktoś mówi, że w Polsce to nic się nie zmienia, a jeśli się zmienia, to na gorsze. Czy ludzie już nie pamiętają, jak buty były na kartki? Jakie były kolejki, problemy, absurdy? Jaka szara, smutna była Polska? Nie mówię, że dziś nie ma problemów, nie bagatelizuję bezrobocia, biedy. Ale to jest już inna Polska; kolorowa, z możliwościami, rozwijająca się. Wystarczy trochę determinacji, pomysłu, pracowitości, szczęścia i prawdą staje się powiedzenie, że marzenia się spełniają - opowiada.

Sam poznał smak ciężkiej pracy, marzeń o lepszym życiu. Jak się ożenił, nie miał nic. Z zawodu jest elektronikiem, ale szybko okazało się, że trzeba wyjeżdżać na Zachód za chlebem. - Dzieci były małe, marzyliśmy z żoną o własnym mieszkaniu, o lepszym życiu, o tym, żeby naszym dzieciakom zapewnić w przyszłości start. Więc albo ja zajmowałem się dziećmi, a żona pracowała w Stanach, albo ja wyjeżdżałem do Austrii, RFN-u. Wtedy nawet nie sądziłem, że kiedyś w życiu może mi się tak poszczęścić - wyznaje.

Ale było coraz lepiej. W latach 90. założył na Węgrzech (razem z dwoma Madziarami) fabrykę krówek i śliwek w czekoladzie Polwerk. On wprawdzie z interesu wycofał się już dawno, ale Polwerk to dziś jeden z największych producentów słodyczy na Węgrzech.

Potem zauważył lukę na rynku: w pobliżu Oświęcimia, gdzie do dawnego obozu koncentracyjnego zjeżdżają przecież miliony turystów, brakuje hoteli. Sam pochodzi z okolic Kęt, w Kętach otworzył więc hotel i restaurację "Piwnica Rycerska". Interes kwitnął (kwitnie dalej), a on sam zaczął odkrywać w sobie coraz większe pokłady pasji do branży turystycznej, hotelarstwa. Więc pomyślał: czemu by nie stworzyć jeszcze czegoś nowego? Czegoś z rozmachem?

I trafił na Kocierz
Pytanie tylko brzmiało: gdzie? Zaczął interesować się górą Kocierz, leżącą na granicy Śląska i Małopolski oraz trzech gmin: małopolskiego Andrychowa i śląskich Łękawicy i Porąbki. To bardzo osobliwe miejsce. Położone na przepięknej przełęczy, na wysokości około 800 metrów n.p.m. Z jednej strony można zjechać z niego do małopolskiego Andrychowa, z drugiej - do śląskiego Żywca. Ośrodek to zatem ostatni przysiółek Małopolski.

W XVIII wieku przechodził tędy szlak, którym transportowano drogocenną sól (kosztowała wtedy prawie tyle, ile złoto) z Krakowa na Węgry.

W latach 60. powstał tu ośrodek wczasowy (taki w wersji VIP, jak na tamte czasy - mówi Stanisław Sordyl) kopalni Miechowice. Niewielki, choć z basenem i kortem. Wtedy to było coś. Ale w latach 90. mocno podupadł.
Sordyl kupił go w drodze przetargu w roku 2004 (choć na przekazanie budynku musiał czekać jeszcze kolejny rok) od Bytomskiej Spółki Restrukturyzacji Kopalń.

Szalone wizje

I zaczęło się wprowadzanie szalonych wizji w życie. Bez złotówki unijnych dotacji. - Wiedziałem, że trzeba wziąć się do roboty, całkowicie wyremontować i rozbudować ośrodek, wprowadzić atrakcje, bo miejsce ma ogromny potencjał. Jest w tej górze coś magicznego. Odwiedzali ją ludzie nawet wtedy, kiedy dosłownie nic tu nie było. Poczułem się tu dobrze, u siebie. I wiedziałem, że inni przecież też się tak poczują - opowiada.

Jak powstawało imperium

Stanisław Sordyl zakasał rękawy. Inspiracje czerpał z podróży. - Jeździłem po całym świecie, nurkowałem, spałem w hotelach, zwiedzałem. No i podglądałem. Pomyślałem sobie: skoro w innych zakątkach świata ludzie budują luksusowe hotele i zapełniają je świetnymi atrakcjami, to przecież i ja mogę - stwierdza.

W pracę zaangażował swoje dzieci, które szybko "złapały bakcyla", polubiły to zajęcie. Zaczęli od remontu. - Postawiłem na zabudowę drewnianą wtopioną w krajobraz. Zupełnie nienachalną, nierzucającą się w oczy półkową architekturę. W takim miejscu nie chodzi o to, żeby postawić wielki budynek, który by górował nad tym pięknym miejscem - tłumaczy.

- Wprowadziliśmy tu nutkę góralszczyzny, ale dbaliśmy o to, żeby nie było to przerysowane. Nie jesteśmy w końcu w Zakopanem. To, czego nauczyły mnie podróże to to, że hotel musi pasować do otoczenia - opowiada. Tak samo, dodaje, w hotelowym SPA na Kocierzu nie znajdziemy żadnych greckich czy egipskich elementów, dość częstych w innych miejscach. Kocierz i Beskid Mały same w sobie są tak piękne, że nie potrzebują takich egzotycznych dodatków. Kiedy wyremontował już hotel, basen i SPA stwierdził: trzeba czegoś więcej.

Przy ośrodku był już wyciąg narciarski, który przyciągał turystów w zimie. Sordyl zamarzył też o "letniej" atrakcji. - Stwierdziłem, że wybuduję tu park wodny. To był dość ekstrawagancki pomysł, bo na takiej wysokości i tak są zawsze spore problemy z wodą. Więc co dopiero aquapark! - opowiada. Ale tu, po raz kolejny, zainspirowały go podróże. Konkretnie - w Alpy.

- Stworzyłem więc aquapark z zamkniętym obiegiem wody. Przy basenach jest malutki staw, który pełni rolę biologicznej oczyszczalni. Wpływa tam woda, a dwa tysiące specjalnych roślin oczyszcza ją. Potem woda wpływa znów do basenów. I tak w kółko. Woda jest czysta jak w alpejskich jeziorach. To jedyny tego typu staw w Polsce i w tej części Europy - tłumaczy.
Koło aquaparku wybudował też dwa parki linowe - jeden dla dorosłych, drugi dla dzieci.

Ten drugi ma trasę o długości 50 metrów, która biegnie na wysokości od półtora do trzech metrów. Po drodze na dzieci czekają różne atrakcje, np. odcinki wypełnione gumowymi piłeczkami. Park linowy dla dorosłych ma natomiast aż kilometr długości, ponad 20 stacji i trzy zjazdy tyrolskie.

Oprócz tego Sordyl uruchomił tu też wypożyczalnię nart i rowerów (bo wokół jest mnóstwo atrakcyjnych tras rowerowych), karczmę, miejsce do paintballu, trzy korty tenisowe, klub nocny, salę konferencyjną, góralską salę na wesela, place zabaw i kąciki dla dzieci.

Syn prezesa, cichy klient
Stawiają tu na rodziny z dziećmi. Wszystkie atrakcje najpierw testują więc wnuki Stanisława Sordyla. Kiedy inni koncentrują się na jednym konkretnym typie klienta, Sordyl twierdzi, że ich siłą jest elastyczność - mają tu sale konferencyjne dla biznesmenów, oferty weselne, celują w narciarzy, grzybiarzy, miłośników pieszych wędrówek. Nie gardzą żadnym klientem. I dlatego, tak twierdzi, jego kompleks jest wciąż zapełniony.

- Wsłuchujemy się w klientów, w to, co chcieliby tu zmienić - opowiada. Są więc ankiety, przyjeżdżają tu też tzw. "cisi klienci", którzy zjawiają się na Kocierzu incognito, a potem rozmawiają z prezesem, co by trzeba było jeszcze ulepszyć. Takim "cichym klientem" jest w pewnym sensie również Daniel Sordyl, syn Stanisława, który razem z nim prowadzi ośrodek. Chodzi, rozmawia z ludźmi, wsłuchuje się w ich uwagi. No i robi kilka razy dziennie "obchody" po kompleksie. Sprawdza, czy wszystko gra, czy coś się nie zepsuło, czegoś nie brakuje.

W zimie, kiedy stroma, kręta i wąska droga na Kocierz pokrywa się śniegiem, non stop rozjeżdżają ją hotelowe pługi. Jeśli puchu jest tyle, że niewiele to pomaga, to maszyny ustawiają się na dole i "zbierają" kierowców, którzy jadą bezpośrednio za odśnieżarką. To tylko jedno z takich rozwiązań, które wzięły się z potrzeby klientów.

Oni byli pierwsi
Sordyl z dumą podkreśla, że w pewnym sensie jest pionierem. Hotel&SPA Kocierz ożywił turystycznie tę część województwa.
Oni byli pierwsi, potem wybudowany został park miniatur w Inwałdzie, Dinolandia, kompleks Czarny Groń.
Sordyl uważa, że o jego sukcesie zdecydowały dwie rzeczy: magia miejsca i świetny zespół ludzi.

Przy recepcji w hotelu wisi informacja dla klientów (Sordyl twierdzi, że sam to wymyślił): "Jeśli jesteś zadowolony z naszych usług, powiedz to innym. A jeśli nie - powiedz to nam. Poprawimy to".

Ale klienci mówią innym. Bo czują się tu dobrze.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska