O samochodzie osobowym, leżącym kołami do góry w rowie przy drodze krajowej nr 75, oficer dyżurny Stanowiska Koordynacji Ratownictwa Państwowej Straży Pożarnej w Nowym Sączu zaalarmowany został pięć minut po godzinie pierwszej w niedzielę.
Do Kurowa, gdzie alarmujący lokalizował wypadek, pospieszyły dwie jednostki ratownictwa technicznego PSP w Nowym Sączu.
- To był wyścig z czasem i mrozem - relacjonuje oficer dyżurny sądeckiej straży pożarnej. - Nie mieliśmy wiadomości o losie podróżujących rozbitym autem, a w rejonie Jeziora Rożnowskiego, a także nad brzegami wpływającego do niego Dunajca, termometry wskazywały wówczas około 25 stopni mrozu. To mogło grozić śmiertelnym wychłodzeniem poszkodowanych.
Po dotarciu do rozbitego i wywróconego samochodu osobowego strażacy nie odnaleźli nikogo we wnętrzu tego pojazdu. Nie było też nikogo w pobliżu.
Jak się okazało kierowca, którego jazda została przerwana w tak pechowy sposób, zdołał wydostać się z wraku pojazdu i został dostrzeżony przez osobę podróżujące innym samochodem osobowym. Właśnie w tym aucie znalazł schronienie przed mrozem kierowca rozbitego opla.
Przybyła na miejsce załoga karetki pogotowia przebadała kierowcą rozbitego auta i stwierdziła, że nie wymaga on hospitalizacji.