Kiedy usłyszał o zainteresowaniu Cracovii, nie wahał się: – Kraków już znałem i uważam, że to najlepsze miasto w Polsce. Wiedziałem, że „Pasy” to dobry zespół, choć może sezon nie zaczął się dla tej drużyny najlepiej.
Wcześniej liczył na to, że w szeregach azerskiej ekipy będzie mógł rywalizować w Europie. Przygoda z europejskimi pucharami skończyła się jednak dla Hiszpana błyskawicznie. Zdążył wystąpić tylko w starciu z Jagiellonią, w kolejnej rundzie – przeciwko Panathinaikosowi Ateny – już nie zagrał.
– Odpadliśmy z eliminacji Ligi Europy, a w azerskiej lidze mają limity dla obcokrajowców. Może ich tam występować jedynie sześciu. A tymczasem było nas w kadrze jedenastu. To komplikowało sprawę – tłumaczy Hernandez. –Kiedy pojawiła się opcja gry w Cracovii, od razu powiedziałem mojemu agentowi, że chcę wrócić do Polski.
Mimo, że w ostatnim sezonie klub z Łęcznej mierzył się z kłopotami sportowymi i finansowymi, nie zraziło to Hiszpana do polskiej ligi. – Poprzedni sezon źle się skończył dla Górnika, bo ostatecznie spadliśmy z ekstraklasy. Osobiście jednak dobrze czułem się w tamtej drużynie i byłem zadowolony z tamtego roku – podkreśla. Dobrze wspomina też współpracę z Franciszkiem Smudą: – Był wobec mnie bardzo w porządku. Nie mogę o nim powiedzieć złego słowa.
Hernandez nie miał jeszcze czasu spotkać się z rodakami, którzy występują w ekipie z drugiej strony Błoń, czyli w Wiśle. Kontaktował się jednak z obrońcą „Białej Gwiazdy” Ivanem Gonzalezem. – To mój kolega z czasów gry w Realu Madryt Castilla. Swego czasu przepracowaliśmy razem w Madrycie okres przygotowawczy, przy czym ja potem odszedłem na wypożyczenie, a on został w rezerwach „Królewskich”. Bardzo pozytywnie wypowiadał się o Krakowie.
Gonzalez do dziś utrzymuje znajomość z kumplami z rezerw Realu, którzy potem zrobili karierę w Primera Division, takimi jak Alvaro Morata. – Ja teraz mam kontakt praktycznie tylko z Nacho Fernandezem. Od czasu do czasu mamy okazję pogadać – stwierdza Hernandez.
Wcześniej, w Realu Madryt C kumplował się też z trójką polskich graczy – Szymonem Matuszkiem, Kamilem Glikiem i Krzysztofem Królem. Po latach Matuszek wspominał, że dziwiło go, jak sporadyczny kontakt miał Hernandez na co dzień ze swoim znacznie sławniejszym kuzynem – Gutim, wówczas gwiazdą pierwszej ekipy „Królewskich”. Sam Hiszpan zapewnia, że nie dostał żadnego specjalnego wsparcia ze strony kuzyna w swojej piłkarskiej przygodzie. – Nie pomagał mi w żaden sposób, sam musiałem zapracować na to, co udało mi się osiągnąć. Mamy serdeczne relacje. Jednak kiedy go widuję, to gadamy, ale nie o futbolu.
Guti też zaczynał w Realu Castilla, ale jego młodszy kuzyn nigdy nie dostał szansy w pierwszej drużynie. – Miałem o tyle pecha, że doznałem bardzo poważnej kontuzji kolana. Moja kariera została w praktyce na rok przerwana. Ale dzięki wypożyczeniu do szwedzkiego Halmstad krok po kroku wracałem do formy – wspomina.
Później grał jeszcze w kilku hiszpańskich ekipach oraz rumuńskiej Poli Timisoara. – W Rumunii jest sporo dobrych drużyn i utalentowanych graczy, ale poziom organizacji jest jednak gorszy, niż w Polsce. Sporo jest tam klubów, które określiłbym jako mało poważne – przyznaje. – Przynajmniej tak było, gdy ja tam grałem, teraz sytuacja mogła się nieco poprawić.
Hernandez wierzy, że w Krakowie nie czeka go powtórka z walki o utrzymanie w ekstraklasie. – Po sześciu meczach trudno oceniać postawę zespołu – przekonuje. – Jak los się odwróci i uda nam się zanotować kilka dobrych rezultatów z rzędu, jestem przekonany, że złapiemy wiatr w żagle. Trener Michał Probierz notował świetne wyniki w Jagiellonii. Dlatego wierzę, że zaczniemy się piąć w górę tabeli.