- W Podchybiu wszystkie zniszczone domy już wyburzono, a w Łaśnicy rozbiórka właśnie trwa - potwierdza Zofia Oszacka, wójt gm. Lanckorona, w której w 2010 roku ziemia ruszyła po długich opadach deszczu. Uszkodziła wówczas kilkadziesiąt budynków, kilkanaście z nich zniszczyła całkowicie.
- Najpierw ziemia pękła u nas. To tutaj wszystko się zaczęło - mówi Renata Jurek z Łaśnicy. Przekonuje, że jest z bliskimi bardzo wdzięczna władzom gminy i kraju za okazaną pomoc, czyli za nowy, stumetrowy dom, jaki dostali w Lanckoronie, ale woleliby zostać w swoim. Bo ich stary dom nie jest zniszczony (choć ma pęknięcia i jest przechylony), a ma aż 360 mkw. Planowali w nim prowadzić gospodarstwo agroturystyczne.
Mąż pani Renaty Stanisław dodaje, że zaczął robić wraz z fachowcami zabezpieczenia, aby uratować budynki, ale na dalsze nie zgodzili się geolodzy, mimo że zamontowana na działce Jurków aparatura pomiarowa od trzech lat nie wykazała, aby ziemia tutaj "płynęła". - Bardzo nam żal tego domu, bo to dorobek całego życia. Pisałem do premiera, żeby młodym dawać domy, a kto chce zostać, to niech zostaje, ale nie dostałem odpowiedzi - mówi Stanisław Jurek. Ma jeszcze tydzień, żeby rozebrać swój dom, potem wjadą tu buldożery i wszystko zrównają z ziemią.
Starsi mieszkańcy wsi przypominają, że ziemia w Łaśnicy zniszczyła domy już na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. I ludzie potem nadal we wsi mieszkali. Co więcej, po trzech albo pięciu latach władze dawały zgodę na budowanie nowych domów.
- To jest pomieszanie z poplątaniem, bo z domów każą się wyprowadzić, ale zostają stodoły, komórki i stajnie z inwentarzem, bo ich się do nowych domków nie przeniesie - podkreśla Janusz Wierzbicki, kolejny z mieszkańców. Dodaje, że u niego z inwentarza został tylko pies przy budzie, bo dom według zalecenia zburzył już i klucze do nowego dostał. Kiedy się tam wprowadzi? - To Bóg jeden wie. Tyle tam jeszcze roboty, żeby nadawał się do zamieszkania - mówi Wierzbicki.
Dlatego meble oraz to, co odzyskał podczas wyburzania domu rodzinnego, trzyma nadal w budynku gospodarczym na osuwisku, a mieszka obok, powyżej zburzonego domu, u rodziny. - Mam troje dzieci i bezrobotną żonę, to z czego ja ma tamten domek oddany mi w stanie deweloperskim wykończyć? Nawet na ogrzewanie tam gazem mnie nie stać - przekonuje.
- Nadzór budowlany nie wskazał dokładnie, gdzie to osuwisko właściwie jest. Dlatego i ze strażnicy musimy się wyprowadzić, a ona wcale zniszczona nie jest - mówi Krzysztof Chorąży, prezes OSP Łaśnica i radny gminy Lanckorona.
W innej sytuacji są ci, których domy nadzór budowlany kazał rozebrać, bo stoją na osuwisku, ale ich mieszkańcy odwołali się od decyzji i wygrali.
W taki sposób trzy rodziny zostaną na swoim. Na domu rodziny Królów osuwisko się ponoć kończy, więc dziewięć osób zostanie tam, gdzie mieszkały dotychczas. Tak samo jest z trzynastoosobową rodziną Skorutów. - Mam wyrok z samej Warszawy. Tu mam ogród i wszystko - mówi Andrzej Skorut. - A nie strach mieszkać na osuwisku? - E, gdzie tam! Młody byłem, jak tu ziemia dookoła jechała. Fundament tu solidny, żelbetowy. Śpię spokojnie - mówi gospodarz.
Jan Kurowski od 51 lat służący w ochotniczej straży nie może zrozumieć, czemu już teraz gmina chce odciąć prąd od remizy.- Przecież pozwolenie na użytkowanie mamy do jesieni. Jak nie będzie prądu, to syrena nie zawyje, jeśli dojdzie do pożaru- podkreśla.
Po tragedii władze gminy szybko zorganizowały pomoc dla poszkodowanych. Na miejsce przyjechał premier Donald Tusk i dał rządowe pieniądze na odbudowę domów. A kard. Stanisław Dziwisz przekazał pod jedno osiedle ziemię. W sumie wzniesiono w bezpiecznych miejscach 23 domy w osiedlach szeregowych i trzy domy wolno stojące. Pomoc przyjęto z wdzięcznością, ale życie we wsi toczy się swoim rytmem.
Szczególne zasady odbudowy
Odbudowę domów i formy pomocy osobom z osuwisk w Lanckoronie i w gminach w okolicach Nowego Sącza skontrolowała Najwyższa Izba Kontroli. Ogólna ocena przyznawania i rozliczania pomocy państwa jest pozytywna. Jednak są też w dokumencie informacje, które potwierdzają niedociągnięcia popełnione przy odbudowie domów. NIK wydał zalecenia poprawy tych uchybień.
Wyburzanie to właśnie efekt zaleceń kontrolnych NIK, który stwierdził, że poszkodowani nadal mieszkają wraz z rodzinami w uszkodzonych budynkach, pomimo wydania przez organy nadzoru budowalnego ostatecznych decyzji nakazujących ich rozbiórkę.
W gminie Lanckorona stwierdzono siedem takich przypadków. W okolicy Lanckorony gmina przekaza poszkodowanym nowe domy w zamian za zniszczone nieruchomości mieszkalne. Teoretycznie ludzie powinni przenieść się już ponad rok temu. Jak zauważa NIK, gdy osuwiska uszkodziły budynki mieszkalne, ale nie zniszczyły ich całkowicie, ich właściciele nadal w nich mieszkali.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+