Legia zaczęła ten mecz z przytupem. Już w 2 min gospodarze objęli prowadzenie. Dośrodkował w pole karne Michał Kucharczyk, a tutaj strzał oddał Dominik Nagy. Po drodze był jeszcze rykoszet od Zorana Arsenicia, a piłka w dodatku do siatki wpadła po odbiciu od słupka, co zupełnie zaskoczyło Mateusza Lisa, który w tej sytuacji był bezradny.
Wisła, wspierana przez blisko tysiąc kibiców z Krakowa (na swoim sektorze wywiesili pozdrowienia dla „Miśka”...) rzuciła się do odrabiania strat, ale to Legia w 10 min miała niezłą okazję na podwyższenie wyniku. Zza pola karnego strzelał Carlos Lopez, który pomylił się nieznacznie. W 13 min akcję przeprowadził Nagy, odegrał do Carlitosa, a ten uderzył natychmiast. „Białą Gwiazdę” tym razem uratowała poprzeczka.
Krakowianom z trudem przychodziło konstruowanie akcji. Legia grała w drugiej linii twardo, agresywnie, zamykała przestrzenie, którymi można było ją zaatakować. Warszawianie zdecydowanie wygrali walkę o środek pola, gdzie Wisła momentami nie była w stanie wymienić kilku podań z rzędu. Legioniści wyraźnie lepiej wyglądali pod względem fizycznym, wygrywali pojedynki, byli szybsi. Szansą były w takiej sytuacji stałe fragmenty gry, ale poza zamieszeniem w polu karnym gospodarzy, niewiele było z nich pożytku. Legia była za to o wiele bardziej konkretna. W 24 min znów atak wyprowadził Nagy z Carlitosem. Węgier podał do Hiszpana, a ten trafił między nogami Mateusza Lisa i było już 2:0.
Czym odpowiedziała Wisłą? W pierwszej połowie już niczym. Znacząca była statystyka strzałów „Białej Gwiazdy” po pierwszych 45 minutach. W tej rubryce mieliśmy bowiem okrągłe zero…
Nieco lepiej wiślacy weszli w drugą połowę, przede wszystkim oddali wreszcie pierwszy, choć niecelny strzał (Jesus Imaz). Legioniści co prawda szybko odepchnęli krakowian od swojego pola karnego, ale nie na długo. W 57 Wisła wreszcie zaatakowała skutecznie. Rafał Boguski idealnie podał do Jesusa Imaza, a ten płaskim strzałem pokonał Arkadiusza Malarza. Legioniści jeszcze nie zdołali się otrząsnąć z szoku, jakim był ten gol, a już mieliśmy remis. Tym razem w polu karnym zatańczył Martin Kostal, który podkręcił piłkę w taki sposób, że Malarz nie miał nic do powiedzenia – 2:2! A to jeszcze nie był koniec. Cztery minuty później wiślacy wyprowadzili kolejny mocny cios. Tym razem Imaz w sytuacji sam na sam z Malarzem dał Wiśle prowadzenie!
Legioniści sprawiali wrażenie zszokowanych takim obrotem sprawy. Niby ruszyli do ataków, ale o takiej przewadze, jaką posiadali w pierwszej połowie nie było już mowy. Wisła broniła się mądrze, a sama też potrafiła odpowiedzieć. Szanse na gole mieli Kostal i wprowadzony na boisko Jakub Bartkowski. Ten pierwszy nie trafił jednak w bramkę, a strzał drugiego obronił Malarz.
Legia walczyła jednak do końca. W 90 min krakowianie popełnili błąd, w pole karne wpadł Carlitos i strzałem w dalszy róg pokonał Lisa. Koniec emocji? A skądże. Obie strony do samego końca szukały zwycięskiej bramki. Nie udało się to jednak już nikomu i skończyło się ostatecznie na podziale punktów.
Legia Warszawa – Wisła Kraków 3:3 (0:2)
Bramki: 1:0 Nagy 2, 2:0 Lopez 24, 1:2 Imaz 57, 2:2 Kostal 58, 2:3 Imaz 62, 3:3 Lopez 90.
Legia: Malarz – Vesović, Wieteska, Jędrzejczyk, Hlousek – Cafu, Martins (82 Kulenović) – Kucharczyk (65 Kante), Szymański, Nagy (78 Pasquato) – Lopez.
Wisła: Lis – Arsenić, Wasilewski, Sadlok, Pietrzak – Basha, Kort (86 Bartkowski) – Boguski (83 Wojtkowski), Imaz, Kostal (90+2 Bartosz) – Ondrasek.
Sędziowali: Bartosz Frankowski (Toruń) oraz Jakub Winkler (Toruń) i Marek Arys (Szczecin). Żółte kartki: Hlousek, Szymański, Kante, Kulenović – Wasilewski, Sadlok, Pietrzak. Widzów: 26 363.