Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz: Tylko cud może go uratować. Staś przeżył i stawia pierwsze kroki

Krystyna Trzupek
Krystyna Trzupek
Staś przestał chodzić po przebytej sepsie. Chłopiec miał być skazany na wózek inwalidzki. Dziś 7-latek jest już po dwóch operacjach, specjaliści mówią, że niedługo będzie biegał

Czwartek. 4 lutego 2010 roku. Na świat przychodzi Stasiu, pierwszy, długo oczekiwany synek Justyny i Bartka. Euforia rodziców nie trwa długo.

- Państwa syn ma sepsę, robimy, co możemy, ale decydujące będą najbliższe dni - informuje wprost lekarz.

- Sepsa? Przecież na to się umiera... Jak to możliwe? - pytają zrozpaczeni rodzice. W pośpiechu proszą księdza o sakrament chrztu. Nadają chłopcu imię Stanisław. Jeszcze tego samego dnia przewożą Stasia do szpitala w Prokocimiu.

- To, czy przeżyje do jutra, jest w rękach Boga - mówi dyżurny lekarz karetki. Wyniki Stasia są tak fatalne, że ocalić może go już faktycznie tylko cud. Ale ten nadchodzi. I po miesiącu pobytu w szpitalu Staś wychodzi do domu!

- Ten dzieciak został wyrwany z objęć śmierci - podsumowuje lekarz. Wydawało się, że już wszystko będzie dobrze. W wieku 16 miesięcy Staś dostał jednak gorączki, potem zaczął utykać na prawą nogę.

- To są zmiany pozapalne w stawach kolanowych po przebytej sepsie. Kolana Stasia są doszczętnie zniszczone. Te zmiany są nieodwracalne, synka czeka wózek - mówi wtedy lekarz w szpitalu w Prokocimu.

Nie lubię swoich nóżek

Staś czuje, że coś jest nie tak. Patrzy na swoją siostrę, 3-letnią Julkę, która biega.

- Julcia pamiętaj, mogę być od Ciebie mniejszy, ale zawsze będę starszy - upomina siostrę.

- Tatusiu, nie lubię swoich chorych nóżek, kiedy moje nogi będą zdrowe? - pyta tatę, Bartka. Justyna, mama chłopca nie daje za wygraną. Ciągłe wizyty u lekarzy, konsultacje … kobieta całe swoje życie podporządkowuje chorobie synka.

W 2015 roku pojawia się nadzieja - klinika w Niemczech, która operuje dzieci skazane na wózek lub amputacje. Rodzice bez zastanowienia umawiają termin konsultacji.

Koszty leczenia w Klinice są ogromne, opiewają na sumę ponad 22 tysięcy euro (prawie 100 tys. zł), nie wliczając kosztów rehabilitacji. Koszty protez wyprodukowanych w Niemczech to suma 15 140 euro (65 tys. zł). Ale to jedyna szansa dla chłopca.

- Tatusiu mam chore kolanka, wiesz? Myślisz, że coś ze mnie jeszcze wyrośnie? - pyta Stasiu.

Rodzice rozpoczynają zbiórkę na leczenie dla synka. Jego ojciec Bartek decyduje się na wyprawę rowerową. Chce przejechać 1111 km dla syna. Nie jest zawodowym kolarzem i nigdy wcześniej nie przejechał tak długiego dystansu. Wyprawa ryzykowna. Ale Bartek nie waha się. Jedzie.

21 maja 2016 r. o godz. 6.00 wyrusza z limanowskiego Rynku. (trasa Limanowa, Nowy Sącz, Kraków, Tychy). Pierwszy dzień pokazał, jak trudne wyzwanie wziął na swe barki mężczyzna. Wieczorem nie jest w stanie wejść po schodach. Ręce ma zdrętwiałe od pozycji na rowerze. Nogi obolałe...

Maryjo, dodaj mi siły!

Dzień 2. Trasa: Tychy, Częstochowa, Łąka Prudnicka. Pobudka 5:35. Po raz pierwszy przez głowę Bartka przebiega myśl, że może nie podołać. Pojawia się strach, że może przegrać z odległością i własnymi słabościami. Ale na drodze wyjątkowy przystanek - Jasna Góra. - Maryjo, Matko nasza, dodaj mi siły - modli się przed cudownym obrazem, powierzając jej swoją intencję. Otarcia przeradzają się w rany, do tego straszny upał.

„Wtaczam się na kolejne wzniesienie, jakby to była Mogielica. Robi się ciemno. Kolejne przeliczenie trasy sprawia, że mam ochotę wyrzucić telefon. Będzie ok. 260 km. Zaczyna się ściemniać, a ja już nie jadę, tylko się toczę z prędkością 10 km na godzinę. Ostatnie kilometry to wieczność. Zastanawiam się, skąd organizm bierze na to wszystko siłę. Czy to upór górala, czy w tym przypadku ponadprzeciętnie wielka motywacja? Bo na pewno nie zdrowy rozsądek - pisze tego dnia mężczyzna do swoich znajomych.

Wracaj już tatusiu!

Dzień 3. Trasa: z Łąki Prudnickiej do Jeleniej Góry.

- Wielka deklaracja z 1111 km dla Stasia, a ja nie mogę siedzieć na siodełku. Boli każdy mięsień, a palce u rąk są tak zdrętwiałe, jakbym je solidnie odmroził. Morale upadło. Czekam na koniec, kiedy kolano zakłuje tak, że ryknę z bólu lub jazda możliwa będzie tylko na stojąco. Wszyscy piszą: ,,Nie przejmuj się. Najważniejsze zdrowie”. Lub ,,Zrób dzień przerwy, świat się nie zawali, jak termin nie będzie dotrzymany”. Ale ja dałem słowo. Sponsorom również.

- Mówiłem tatusiowi, żeby wracał, ale on nie chce - słowa synka brzmią w jego głowie przez całe 3 dni od niedzieli.

To, co mogę Ci dać synku...

Dzień 4, 5 i 6. Jelenia Góra - Opole - Tychy i Limanowa.

Godz. 14:18. - Jeszcze kilkanaście km i zobaczę Stasia, Justynę, Julkę - ta myśl dodaje rowerzyście skrzydeł. Już nie czuje bólu, nie czuje zmęczenia. Wjeżdża na Rynek.

- Tatusiu! Rzuca się mu na szyję ze łzami w oczach Staś. Po chwili płaczą oboje.

- To jest moja cegiełka do Twojego zdrowia synu… - szepce Bartek do ucha tulącemu się do niego Stasiowi.

- Nie oczekuję uznania za tę wyprawę. Chciałem tylko pokazać światu, że jest taki mały chłopczyk, który potrzebuje pomocy - podsumowuje.

W czerwcu, w półmaratonie w Lublinie biegnie Justyna. Jej mordercza walka z dystansem przynosi 20 tys. zł.

Czas kończyć tę zbiórkę

W akcję pomocy Stasiowi włączyli się także zupełnie obcy ludzie. Kiedy Bartek przygotowywał się do wyprawy, 12 maja do Camino w intencji Stasia ruszył z pielgrzymką pod hasłem: ,,na nogach po nogi” Wojciech Sadłoń. Mężczyzna znalazł informację o Stasiu w Internecie.

- Takich ,,aniołów dobra” jest bardzo wielu - zaznacza Bartek. Pewnego dnia na koncie pojawia się kwota 50 tys. zł. Dawca anonimowy. 9 czerwca, godz. 22.28 na konto wpływa 80 tys. zł. ,,Kończymy już tę zbiórkę” pisze w komentarzu kolejny anonimowy darczyńca.

W końcu rodzice z synkiem jadą na pierwszą konsultację do Aschau w Niemczech do Dziecięcej Kliniki Ortopedycznej. Pierwszy termin operacji ustalony jest na sierpień.

- Teraz macie nowego chłopaka - uśmiecha się lekarz po operacji.

Dziś Staś jest już po dwóch skomplikowanych zabiegach. W ciągu dwóch lat czeka go jeszcze zabieg wyjęcia płytek i śrub z prawej nogi, co wiąże się z kolejnym pobytem w klinice.

- Staś codziennie walczy o swoją sprawność, a my razem z nim - podkreśla Bartek. - Wyprostowanie chorych nóżek Stasia to tylko połowa sukcesu, na resztę musi zapracować sam. To, w jakim miejscu obecnie jest syn, to ogromna zasługa żony - dodaje.

Staś ostatni raz na kontroli był w styczniu. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Ustawiono ortezy, oceniono chód, zalecono dalszą rehabilitację, kolejna wizyta kontrolna w czerwcu.

- To była bardzo trudna i ciężka droga, nie tylko dla samego Stasia, ale dla całej naszej rodziny. Dziś cieszymy się widokiem pięknych prostych nóżek Stasia i zaczynamy na nowo uczyć się stawiać pierwsze kroki - podkreśla mężczyzna.

Spadająca gwiazdka

Jaki jest Staś? - Uparty, wrażliwy psotnik - uśmiecha się Bartek. W przyszłości zostanie strażakiem, a może ... świętym Mikołajem? Kocha zwierzęta, nie pozwoli skrzywdzić kota ani muchy. Uwielbia robić coś z niczego: Aquapark z butelek, domki z pudełek. Im trudniej, tym lepiej.

- Nie lubię iść na łatwiznę - uśmiecha się 7-latek.

Staś marzy, że kiedyś razem z tatą zagra swój pierwszy, wymarzony mecz.

- Mamusiu wiesz, wczoraj w nocy widziałem, jak gwiazdka spadała. - I co? Pomyślałeś życzenie ?

- Tak !

- Jakie?

- Nie muszę Ci mówić, bo na pewno zauważysz - dodaje chłopczyk z powagą. a ą

Przekaż 1 proc.: Bank BPH S.A.15 1060 0076 0000 3310 0018 2615 KRS 0000037904 cel: 27896 Sułkowski Stanisław

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska