Jaś urodził się w 2018 roku, siedem miesięcy później zdiagnozowano gwiaździaka, czyli nowotwór astroglejowy WHO II. Zaczął chorować już wcześniej, ale pierwsze badania i wizyty u lekarzy uśpiły czujność rodziców. Tymczasem guz rósł w tylnej części czaszki i rdzenia kręgowego.
Ten dramat zaczął się od oka
- Mój maleńki, kilkumiesięczny synek miał czerwone, opuchnięte oko. Myślałam na początku, że zatarł. Początkowo lekarze, a byliśmy u kilku też nic nie podejrzewali. Podawaliśmy leki, kropelki ze sterydami, ale nikt nie przebadał Jasia okulistycznie. Potem rodzinna pediatra przy szczepieniu zwróciła uwagę, że to może być coś bardzo groźnego. Trafiliśmy do neurologia i usłyszeliśmy diagnozę - nowotwór - opowiada Magdalena Woźniak-Sroka.
Były badania, tomograf, rezonans. Po diagnozie tłumaczono rodzinie, że tego guza nie można operować. Umiejscowienie guza w tylnej części jamy czaszki i rdzenia kręgowego jeną z najgorszych lokalizacji. A miejsce guza odpowiadało za wiele podstawowych czynności: oddychanie, krążenie, termoregulacja organizmu, przełykanie. Jaś dostawał chemię, gdy guz się obkurczył w Krakowie przeprowadzono operację. - Jaś źle ją zniósł. Płakaliśmy wszyscy - mówi mama Jasia. Zamartwiała się całą rodzina, rodzice i dwoje starszego rodzeństwa chłopca.
Szukanie możliwości w Polsce i za granicą
Najpierw w Krakowie mówiono, że kolejna operacja nie będzie możliwa. Rodzice Jasia uparli się, że będą szukać ratunku na własny koszt. Były kolejne badania w Warszawie, w Bon w Niemczech i w Katowicach, po których okazało się nowotwór inaczej zakwalifikowano, że chłopczyk może być jeszcze raz operowany. Podjął się tego szpital w Katowicach. Operacja poszła lepiej, dziecko zaczęło przybierać na wadze, bo pierwszy rok nie mógł przytyć ani grama. Miał sporo ponad rok i ważył wciąż 7 kg. To się zmieniło, gdy dziecku założono PEG-a, umożliwiającego żywienie dojelitowe.
Terapie, ćwiczenia, rehabilitacja dały efekt, dziecko - mimo że na wózku - poszło do przedszkola specjalnego. Jaś czuł się lepiej , ale przyjmował chemię, w końcu przestała działać. Po kilku latach leczenia polscy lekarze uznali, że nic więcej nie da się zrobić.
Nadzieja w Szpitalu Dzieciatka Jezus
- Zostało nam czekać na śmierć. Nie pozwolę. Za pośrednictwem znajomej siostry zakonnej znalazłam szpital w Rzymie, który jest gotowy leczyć moje dziecko. Proces leczenia lekarze planują dwa lata, pierwszy 6-miesięczny etap mogą zacząć już. Ale trzeba na to 50 tys. euro. Nie mamy takich pieniędzy, szaleńczo szukamy możliwości zebrania - mówi mama chłopca.
Ruszyły zbiórki na Siepomaga.pl. W zbiórkę włączył się Azja Piotr Mellechowicz, działający na portalach społecznościowych, który wspiera i rozkręca zbiórki dla dzieci. Pomaga i Jasiowi. Jego wsparcie przynosi duże efekty.
W tej zbiórce liczy się czas, bo miejsce dla Jasia czeka w Szpitalu Dzieciątka Jezus w Rzymie. Pieniądze są potrzebne na terapię, leczenie i w tym pierwszym etapie minimum 6-miesięczny pobyt Jasia w tym szpitalu i jego mamy w Rzymie. Guz u chłopca powiększa się, ale włoscy lekarze twierdzą, że jest szansa na leczenie. Mama, która kiedyś płakała, że dziecko wciąż przyjmuje chemię i leki, dziś płacze, że nie stać jej, żeby podać nowe leki.
Możesz pomóc
Zbiórka dla Jasia Sroki na Sipomaga.pl - kliknij tu
Są licytacje, apele na facebooku. Znajomi i nieznajomi rodziny włączają się w akcję. Wciąż jest szansa, że Jaś pojedzie do Włoch i wróci wyleczony.
Farma Życia dla ludzi z autyzmem świętuje jubileusz pod Krak...
- Diabli Dół i Boża Wola. Nazwy małopolskich wsi, o których nie słyszeliście!
- Urok Ojcowskiego Parku Narodowego zimową porą. Tunel oszronionych drzew i sanie
- Najpiękniejsze zabytki powiatu krakowskiego wraz z gospodyniami trafiły do kalendarza
- Strefa aktywności gospodarczej w Miękini została otwarta. Firmy już kupują działki
- Na podium rankingu małopolskich gmin nieustająco Wielka Wieś i Zielonki
- Nietoperzowy Szlak. Nowa atrakcja turystyczna pod Krakowem
Zmiany w Kodeksie Pracy od 26 kwietnia
