Nasz 5-krotny mistrz świata - w tym najmłodszy w historii, mistrz Europy, brązowy medalista olimpijski i rekordzista Polski w rzucie młotem, zawsze miał fantazję. Na zawodach miał odwagę zaprezentować się kibicom w niecodziennych strojach. Raz był Supermanem, innym razem przybrał postać ulubionego bohatera Son Gokū z kreskówki „Dragon Ball”.
Ostatnio, Paweł Fajdek oświadczył, że rezygnuje z transportu samolotowego! Na mistrzostwa Europy, które odbędą się w Monachium, uda się autem. Na szczęście to blisko i 8-godzinna podróż nie powinna stanowić większych problemów, ale jak rozwiązać problem z eskapadą poza Stary Kontynent?
Pechowa Francja
Problemy komunikacyjne, miał „od zawsze”. Już w 2015 roku, spóźnił się na „Lotto Warszawski Memoriał Kamili Skolimowskiej” - prosto z samolotu z zawodów w Rijece, wpadł na stadion po godz. 14 i wygrał.
Niemal co roku, Paweł Fajdek ma trudności z transportem lotniczym. Jednak, to co wydarzyło się w tym roku, może budzić zdumienie, a sam zawodnik może mówić o mega pechu. Ostatnie dni przed startem w mistrzostwach świata w Eugene naprawdę nie były łatwe…
Ostatnim sprawdzianem przed najważniejszą imprezą sezonu miał być mityng w Sotteville-lès-Rouen w Normandii. Jednak z powodu problemów lotniczych, Paweł nie zdołał dotrzeć na czas do Francji. Z powodu opóźnionego lotu musiał spędzić noc na lotnisku we Frankfurcie. Kiedy w końcu dotarł na miejsce, okazało się, że jego bagaż został zgubiony. Do dzisiaj nie wiadomo, gdzie dokładnie jest…
Polak obejrzał zawody z perspektywy trybun, a do Polski wrócił jedynie z... plecakiem.
Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. Nasz mistrz rzutu młotem wybrał się na mistrzostwa świata do USA bez ulubionych akcesoriów, w których startował do tej pory. Suma sumarum wygrał po raz piąty z rzędu. Czas ma powrót. Gdy młociarz zjawił się na Lotnisku Chopina w Warszawie, znów okazało się, że w samolocie... nie ma jego bagażu. Ostatecznie walizki dotarły do Polski z tygodniowym opóźnieniem. To jednak nie koniec niemiłych niespodzianek, bo okazało się, że są… mokre, a niektóre już pognite...
Pekińska przygoda
Rok 2015, Paweł Fajdek zapewne zapamięta na długie lata. Po odebraniu złotego medalu za mistrzostwo świata w Pekinie, polski młociarz zgubił medal w... taksówce, która odwoziła go do pokoju hotelowego. A było tak.
Kierowca taksówki, nie znający łacińskiego alfabetu - wyraźnie podniecony faktem, że wiezie gwiazdę światowej lekkoatletyki - koniecznie chciał zrobić fotkę ze złotym medalem. W zamieszaniu związanymi z trudnościami lingwistycznymi, medal został na tylnym siedzeniu pojazdu, a pasażerowie wysiedli.
Auto odjechało w siną dal, wraz z medalem. Na szczęście mistrz w porę zauważył, że medal zaginął. Szybko sprawdzano w hotelu obrazu z monitoringu, aby ustalić, co to była za taksówka. Udało się ją zidentyfikować i namierzyć. Wykonano odpowiednie telefony. Ok. godz. 4.30 rano medal wrócił w ręce mistrza, który nie spał, czekając na rozwiązanie sprawy.
Aż wierzyć się nie chce, że niektóre media chińskie insynuowały, że za przejazd taksówką Fajdek chciał zapłacić… złotym medalem mistrzostw świata.
Podwójnie żonaty
Są typową szkolną miłością. Targanie za włosy, jakieś łaskotki, głupie docinki… normalka. Ale zakochani. Jeszcze w czasach narzeczeńskich, ale już po gimnazjalnych końskich zalotach, Paweł spóźnił się na randkę z ukochaną Sandrą (z domu Cichocką). A ta, po chwili wylądowała w zamkniętym bagażniku.
Długo zwlekali z decyzją o ślubie. W końcu stało się - w listopadzie ubiegłego roku, formalnie wstąpili w związek małżeński w jednym z wrocławskich urzędów stanu cywilnego.
Dwa dni później powtórzyli ceremonię, tyle że na płycie Stadionu Śląskiego w Chorzowie.
A jakże… w 2015 roku przyszła na świat ich córka - Laila.
