Rok temu Bartek Sułkowski przejechał 1111 km rowerem, by uzbierać na operację dla syna Stasia. Udało się. Obecna wyprawa była dla niego formą rewanżu za otrzymane bezinteresownie dobro.
Mikołaj Kowalski ma 4 latka, nie mówi, wypowiada tylko pojedyncze sylaby, nie potrafi też samodzielnie chodzić. Lekarze jego wiek określają na 11 miesięcy. Żaden ze specjalistów nie potrafi określić na co choruje chłopczyk.
- Przez cztery lata jeździmy tak od lekarza do lekarza, od szpitala do szpitala, bez skutku, bez diagnozy, czasem już bez nadziei - wzdycha Małgorzata Włodarczyk, mama chłopca. Każdy dzień to walka z czasem.
- Nikt nie jest w stanie powiedzieć nam, czy kiedykolwiek Mikołaj wyjdzie z tej choroby, czymkolwiek ona jest i czy zdoła dogonić rówieśników - nadmienia pani Małgosia. Lekarze uparcie powtarzają, że najważniejsza jest stała i systematyczna rehabilitacja, zajęcia z fizjoterapeutą, neurologopedą, z psychologiem, w tym ciągle kontrole i badania pod kątem autyzmu. Niestety to wszystko przekracza możliwości finansowe jego rodziców.
- Każdy z nas może odmówić sobie drobnych przyjemności ciasta, dobrej kawy na mieście i wpłacić choć parę złotych dla Mikołaja - apeluje Bartek Sułkowski.
Dziś mężczyźni kończą swoją morderczą wyprawę. Wieczorem wjadą do Limanowej. Ale koniec wyprawy nie oznacza końca pomagania.
Każdy kto chciałby wesprzeć Mikołajka w walce z jego chorobą, może to zrobić poprzez stronę: www. siepomaga.pl/pokonacnieznanegowroga.