Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lipy zostały zamordowane. I nikt nie chciał szukać zabójców

Paweł Chwał
Lipy uschły w kilka tygodni po tym, jak je podtruto. Dzisiaj na cmentarzu w Biadolinach Radłowskich straszą jedynie ich kikuty i gołe konary. Wszystkie zostaną wkrótce wycięte
Lipy uschły w kilka tygodni po tym, jak je podtruto. Dzisiaj na cmentarzu w Biadolinach Radłowskich straszą jedynie ich kikuty i gołe konary. Wszystkie zostaną wkrótce wycięte fot. Paweł Chwał
W drzewach ktoś wywiercił po kilka otworów, do których wstrzyknięto trującą substancję. Najpierw śledztwo umorzyła prokuratura, a teraz własne postępowanie - gmina. Winnych nie ma.

Drzewa na cmentarzu w Biadolinach Radłowskich konają od dwóch lat. Po tym, jak ktoś przez wywiercone w pniach otwory wstrzyknął do 12 lip stężone środki chwastobójcze z okazałych, dających błogi cień drzew zostały jedynie uschnięte, zagrażające nagrobkom i ludziom, konary.

Winnych nie ustaliła prokuratura, która w uśmierceniu lip nie dopatrzyła się "znamion czynu zabronionego" i umorzyła postępowanie. Podobnie postąpił burmistrz Wojnicza, odstępując od nałożenia kary administracyjnej na zarządcę cmentarza i właściciela drzew, czyli w tym wypadku parafię.

O uschniętych lipach w Biadolinach ludzie mówią niechętnie.

- Po co do tego wracać? Ludzie się tylko przez to pokłócili jeszcze bardziej i śmiertelnie poobrażali na siebie - mówi ok. 60-letnia kobieta, która przyjechała na rowerze na cmentarz posprzątać na grobie męża. Drzew żałuje, bo - jak mówi - stanowiły naturalną zasłonę przed prażącym słońcem. - Teraz, na takim gorącu kwiatki trzeba codziennie podlewać, bo inaczej zaraz usychają, a z modlitwą też jest kłopot. Jak mocno grzeje to długo tutaj nie wystoi - zauważa.

Dziury w lipach
Otwory w lipach (w zależności od drzewa jest ich od dwóch do nawet ośmiu, głębokie nawet na 40 centymetrów) zauważył 8 maja 2012 roku Jan Oćwieja, którego dom stoi niemal na wprost cmentarza. Na drugi dzień powiadomił o swoim odkryciu proboszcza, sołtys Biadolin, burmistrza Wojnicza oraz policję. W sprawie wszczęte zostało postępowanie prokuratorskie.

- Nie miałem żadnych wątpliwości co do tego, że drzewa zostały celowo uszkodzone, aby doprowadzić do ich obumarcia. Ziemia wokół kilku drzew została dodatkowo okopana i zlana nieznaną substancją, co miało doprowadzić do ich uschnięcia. Stało się to bardzo szybko, bo już po dwóch tygodniach na większości z nich liście najpierw pożółkły, a potem z nich pospadały - mówi Jan Oćwieja.
Szukanie winnych

Sprawców miały widzieć żona i siostra Jana Oćwiei. Ta druga - jak twierdzi - przypadkowo natknęła się na nich, gdy przechodziła między godz. 7.15 a 7.30 drogą koło cmentarza. Zdaniem kobiety, co zeznała także na policji, winnymi uszkodzenia drzew są m.in. miejscowy grabarz i kościelny.

Jeden i drugi stanowczo zaprzeczają jednak, jakoby mieli cokolwiek wspólnego z tym, co się stało z lipami. - Nie było mnie wtedy tutaj. Jeśli ta pani twierdzi inaczej, to niech to udowodni. Po co miałbym te drzewa zniszczyć? Przecież nie przeszkadzały mi - twierdzi grabarz Tadeusz Krasnopolski.

- To kolejne oszczerstwa pod moim adresem ze strony właśnie tej konkretnej rodziny. W czasie, kiedy rzekomo miałem wiercić otwory w lipach pojechałem kupić prezent na urodziny żonie - odpowiada z kolei Krzysztof Gadziała, kościelny w Biadolinach. - Jestem młodym człowiekiem, mam małe dziecko. Po co miałbym ryzykować więzieniem przez jakieś drzewa.

- Dzieliło nas półtora, góra dwa metry. Nie mogłam się pomylić, przecież bardzo dobrze znam te osoby - twierdzi Teresa Banaś.

Przestępstwa nie było
5 września 2012 roku postępowanie w sprawie otrucia drzew w Biadolinach Radłowskich umarza Prokuratura Rejonowa w Tarnowie.

- Aby postawić komuś zarzuty prokurator musi wziąć pod uwagę nie tylko to, czy przestępstwo zaistniało, ale czy spełnione zostały wszystkie jego znamiona - mówi Elżbieta Potoczek-Bara, rzecznik tarnowskiej prokuratury. Wyjaśnia, że w świetle obowiązujących przepisów prawa, podtrucie 12 lip w Biadolinach nie można traktować jako szkodę znacznych rozmiarów w świecie roślinnym i traktować je tak samo, jak np. wycięcie czy wypalenie kilkunastu hektarów lasu czy celowe otrucie tysięcy ryb w jeziorze lub stawie hodowlanym, co zagrożone jest karą od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Sprawa mogła mieć nadany dalszy bieg pod warunkiem, gdyby proboszcz parafii w Biadolinach, jako poszkodowany złożył wniosek o ściganie sprawców. - Taki wniosek od niego jednak nie wpłynął - mówi Potoczek Bara.

- Nie będę komentował tej sprawy. Z Bogiem - tyle usłyszeliśmy od ks. Antoniego Gieronia na pytanie dlaczego odpuścił w sprawie lip przyzwalając sprawcom na bezkarność.

Żal do proboszcza ma o to m.in. Anna Oćwieja. - Chcieliśmy dobrze, aby ukarać winnych bezsensownej dewastacji drzew, które nasi dziadkowie zasadzili licząc na to, że kiedyś będą one przyjemnie szumieć nad ich grobami. Tymczasem wszystko obróciło się przeciwko nam. Ludzie traktują nas z wilka. Ktoś z zemsty zdewastował nagrobek teścia, ktoś inny rzucił nam kamieniem na podwórko. Jesteśmy szykanowi, a ci, którzy powinni ponieść karę śmieją nam się w oczy - mówi.

Dwa miliony złotych kary
Gmina mogła nałożyć na parafię w Biadolinach Radłowskich karę administracyjną w wysokości nawet dwóch milionów złotych za brak odpowiedniego nadzoru nad rosnącymi na cmentarzu drzewami. Nie zrobiła jednak tego.

- Zarówno ksiądz proboszcz, jak też pracownicy parafii, czyli grabarz i kościelny zaprzeczają, aby dokonywali nawierceń lub je zlecali. Trudno tak dotliwie karać całą parafię za to, co być może zrobił ktoś zupełnie obcy. Cmentarz nie jest ogrodzony, dlatego każdy może tam wejść w dzień czy w nocy - wyjaśnia umorzenie postępowania administracyjnego Jacek Kurek, burmistrz Wojnicza.

- W przypadku cmentarzy parafialnych bezpośrednia odpowiedzialność za stan drzewostanu spoczywa na proboszczu. To on za każdym razem wnioskuje do gminy o zgodę na wycinkę lub przycięcie drzew, a komisja z kurii dopiero później, gdy taką zgodę już otrzyma zatwierdza lub nie te plany - mówi ks. Zbigniew Dusza, ekonom tarnowskiej kurii diecezjalnej. Jak dodaje, zawsze uczula proboszczów na to, aby ścigali wszystkie przypadki celowych uszkodzeń drzew, które skutkować mogą koniecznością ich późniejszego usunięcia. -Jeżeli ktoś przymyka oko raz, drugi to ludzie widzą, że jest to działanie bezkarne i niszczą to, co jest ozdobą niejednego cmentarza - mówi ks. Dusza.

Urząd gminy, aby ocenić skalę uszkodzeń lip na cmentarzu w Biadolinach zwrócił się o wykonanie opinii przez rzeczoznawcę-dendrologa. Ten jednoznacznie stwierdził, że do wywierconych otworów prawdopodobnie wstrzyknięto stężone środki chwastobójcze, które przemieszczając się po całej roślinie docierają do jej korzeni i powodują ich zamieranie. Bezsprzecznie było to celowe działanie.

Ponieważ uschnięte lipy zagrażają bezpieczeństwu osób przebywających na cmentarzu zostaną w najbliższych dniach wycięte.
Zamiast nich mają być nasadzone nowe drzewa.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska