Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludzie i zwierzęta. Zlikwidujmy wreszcie fasiągi

Magda Hejda
Koń, który padł 10 sierpnia. Zdjęcie udostępnili na swoim profilu na Facebook'u członkowie organizacji pozarządowej "Ratujmy konie z Morskiego Oka".
Koń, który padł 10 sierpnia. Zdjęcie udostępnili na swoim profilu na Facebook'u członkowie organizacji pozarządowej "Ratujmy konie z Morskiego Oka".
W lipcu, dzięki zdjęciu zamieszczonemu w internecie, które zrobił turysta, dowiedzieliśmy się o upadku konia Jawora, ciągnącego fasiąg z turystami w dół z Włosienicy do Palenicy Białczańskiej. Gdyby nie ta fotografia, o incydencie nie dowiedziałby się też Tatrzański Park Narodowy, bo fiakier nie zawiadomił pracowników parku, mimo że zobowiązuje go do tego regulamin.

Padł koń wiozący turystów do Morskiego Oka [ZDJĘCIE]

Widok koni ciągnących pod górę wóz pełen ludzi na terenie parku narodowego budzi wśród wielu turystów oburzenie. Jednak jazda w dół też może być wyczerpująca. W ekspertyzie z 2012 roku, wykonanej na zlecenie TPN, dr Maciej Jackowski napisał: "Uważam, że większym niebezpieczeństwem dla zdrowia koni mogłaby być nierozważna i zbyt szybka jazda powrotna (w dół), kiedy to przy zbyt szybkiej jeździe i zbyt delikatnym używaniu hamulca, mogłoby dojść do sytuacji, kiedy wóz >będzie pchał konie<, a w konsekwencji na urazy mogłyby być narażone ścięgna kończyn, kopyta i łopatki pracujących zwierząt".

Fasiągi poza kontrolą
Tysiącom ludzi wsiadającym do fasiągów jest obojętne, czy dla koni ciągnięcie wozu to morderczy wysiłek czy bułka z masłem. Dla większości jednak pewnie ma znaczenie, czy podróż jest bezpieczna. Kiedy przewrócił się Jawor, wiozący turystów w dół trasy, zainteresowało mnie, czy po incydencie była przeprowadzona kontrola sprawności hamulców. I tu niespodzianka. Kontroli nie było bo - żaden organ nie ma uprawnień do przeprowadzania takich kontroli.

- Polskie prawo nie przewiduje homologowania wozów, ani też nie nakłada żadnych norm, jakie muszą spełniać - wyjaśnił mi Łukasz Janczy z TPN.

Jednym słowem, hamulce fasiągów nie muszą mieć żadnych atestów, a jeśli szwankują, to ciężar rozpędzonego wozu i ludzi przejmują na siebie konie. To zadziwiająca sprawa, wszak dotyczy masowego transportu na drodze publicznej, w dodatku w terenie wyjątkowo niebezpiecznym ze względu na duże nachylenie i przepaście.

Krakowskie dorożki poruszają się po zupełnie płaskim terenie, a mimo to Urząd Miasta, organizujący przewozy, przeprowadza kontrole ich warunków technicznych w obecności funkcjonariuszy policji Wydziału Ruchu Drogowego i straży miejskiej.

Końskie zdrowie
Na stronie internetowej TPN do dziś widnieje informacja, że Jawor dwa dni po upadku został zbadany przez miejscowego lekarza weterynarii, który stwierdził, że koń miał otarcia na trzech nogach, ale poza tym był w dobrej kondycji. Z wyjaśnień wozaka wynikało, że zwierzę upadło, bo potknęło się o kopyto drugiego konia. TPN zapowiedział, że Jawor zostanie przebadany z końcem lipca w czasie drugiej tury badań wysiłkowych dopuszczających konie do pracy na trasie do Morskiego Oka.

W zeszłym roku przebadano około jednej trzeciej zwierząt. Na pytanie, czy Jawor był w tej grupie, a jeśli tak, czy był zdrowy, Łukasz Janczy z TPN odpowiedział: - Był badany, bez zastrzeżeń. Tymczasem Paweł Golonka, jeden z lekarzy weterynarii prowadzących badania, twierdzi, że w ubiegłym roku u Jawora stwierdził arytmię serca. Z raportu, który sporządził, wynika, że 15 proc. przebadanych koni miało większe lub mniejsze problemy zdrowotne.

Jawor zdyskwalifikowany

Druga tura badań wysiłkowych odbyła się w zeszłym tygodniu. Standardowo lekarze weterynarii dwukrotnie badają konie na Włosienicy - zaraz po tym jak zwierzęta przyciągną na górę fasiąg z turystami i po krótkim odpoczynku.
W przypadku Jawora było inaczej. Zbadano go na dole na Palenicy Białczańskiej po wyprowadzeniu z koniowozu. Nie został poddany wysiłkowi, poza tym od kilku dni nie pracował. Paweł Golonka stwierdził pogłębioną arytmię i blok serca. Po takiej diagnozie lekarze podjęli decyzję o definitywnym wycofaniu konia z eksploatacji na trasie do Morskiego Oka.

Przypadek Jawora nie pomaga rozwiać kontrowersji, czy konie ciągnące fasiągi zmuszane są do morderczego wysiłku czy - jak twierdzi dr inż. Maciej Jackowski na portalu wszystko co najważniejsze.pl - "Badania wykazują, że koniom wożącym ludzi do Morskiego Oka nie dzieje się krzywda".

Co z tego, że Jawor był badany w zeszłym roku, skoro na proste pytanie, czy był zdrowy, dostałam dwie różne odpowiedzi. Jak ocenić wiarygodność badań, skoro rok temu lekarz diagnozuje arytmię, a w tym sezonie po upadku konia inny lekarz bada zwierzę i arytmii nie ma , a kilka dni później u wypoczętego Jawora specjalista stwierdza, że koń z powodu arytmii i bloku serca w ogóle nie nadaje się do pracy na trasie do Morskiego Oka.

Po upadku Jawora organizacje prozwierzęce po raz kolejny przypomniały, że domagają się likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka. Pod petycją w tej sprawie podpisało się już ponad 60 tys. osób. Zwolennicy pracy koni na popularnie zwanej "ceprostradzie" twierdzą, że obrońcy zwierząt histeryzują, nie znają się na koniach, dla których ciągnięcie fasiągu na tej trasie to spory wysiłek, ale nie ponad ich możliwości. Niektórzy nawet insynuują, że osoby domagające się zastąpienia koni pojazdami elektrycznymi, mają konszachty z producentami wózków akumulatorowych.

TPN i lekarze badający konie mówią, że większość koni jest w dobrej kondycji. Beata Czerska z Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami zauważa jednak, że tylko 30 proc. koni pracuje na trasie do Morskiego Oka dłużej niż trzy sezony. Jeśli fiakier pozbywa się konia, to nie wiemy, czy robi to dlatego, że zwierzę "nie dogadało się" z drugim chodzącym w zaprzęgu, czy było zbyt narowiste, czy jego organizm po prostu nie wytrzymał wysiłku.

Dlaczego nie bryczki?
- Konie na tej trasie to tradycja. Likwidując fasiągi, wyślecie trzysta koni do rzeźni - grzmią zwolennicy góralskiego biznesu.
Jeśli chodzi o wierność tradycji, to fasiągi pojawiły się na drodze do Morskiego Oka dopiero w 1989 r., po zamknięciu trasy dla samochodów. Konie pracowały tu od dawna, ale nie ciągnęły fasiągów z kilkunastoma ceprami, tylko bryczki albo sanie. Do bryczki można zabrać tylko kilka osób - no, ale wtedy zarobek jest znacznie mniejszy.

A na pracy koni w Morskim Oku zarabiają nie tylko fiakrzy. Organizator przewozów, czyli TPN co miesiąc inkasuje od każdego z sześćdziesięciu wozaków 1300 złotych. To opłata za licencję. Fiakrzy muszą ją płacić również poza sezonem, kiedy nie ma chętnych na przejażdżkę.

Nie ma beczkowozów

Od 2012 roku wpływy z opłat za licencje zostają w TPN-ie. Wcześniej trafiały do skarbu państwa. Co z tego mają konie? Niewiele. Mimo że fasiągi kursują od przeszło dwudziestu lat, na Palenicy Białczańskiej, gdzie zwierzęta najdłużej odpoczywają, nie ma dla nich ujęcia wody. Woda z potoku jest lodowata, trzeba czasu, żeby się ogrzała, a w sezonie go brakuje.

Kiedy jesienią 2012 roku pisałam o tym problemie, Szymon Ziobrowski (obecny dyrektor TPN) zapewniał mnie: - Na Palenicy Białczańskiej prace związane z wyposażeniem w infrastrukturę ruszają na wiosnę 2013 r. Mamy rok 2014 i dalej nie ma ujęcia wody, nie ma nawet beczkowozów. Niektórzy fiakrzy przywożą wodę z sobą.

Dzięki "oszołomom"
Oburzonym na organizacje pozarządowe warto przypomnieć, że po śmiertelnym upadku konia Jordka w 2009 roku, o którym również dowiedzieliśmy się dzięki publikacji w internecie filmiku nakręconego przez turystkę, to właśnie one zaproponowały coroczne badania wysiłkowe koni. I od tej pory solidarnie z fiakrami je współfinansują.

Przez długi czas dr Jackowski w swoich ekspertyzach dowodził, że konie na trasie do Morskiego Oka pracują w niedociążeniu. Organizacje alarmowały, że w tych obliczeniach jest błąd. Dlatego zwróciły się o wyliczenia do innych niezależnych ekspertów. Ostatecznie w regulaminie, który obowiązuje od tego roku, zapisano, że góralskie fasiągi jadące w górę mogą zabierać maksymalnie 12, a nie jak do tej pory 14 osób.

Podwyższono też dolną granicę wieku zwierząt dopuszczanych do pracy i zakazano przymuszania koni do pokonywania drogi kłusem pod górę. Dzięki badaniom zaproponowanym kilka lat temu przez nieznających się na rzeczy "oszołomów", choroba Jawora została wykryta i koń został wycofany z eksploatacji.

Gdyby pracował dalej, kto wie, czy nie zobaczylibyśmy kolejnej fotografii konia leżącego na asfalcie. Jawor nie trafił do rzeźni, przeszedł na zasłużoną emeryturę, wykupiła go jedna z organizacji prozwierzęcych.

Padł koń wiozący turystów do Morskiego Oka [ZDJĘCIE]

Padł koń wiozący turystów do Morskiego Oka [ZDJĘCIE]

Tatry. Kolejny wypadek konia na drodze do Morskiego Oka [ZDJĘCIE]

CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska