- Zwycięstwo cieszy i jest ono zasłużone - mówi bramkarz reprezentacji Polski. - Straciliśmy dwie bramki, ale nie wynikały one - szczególnie pierwsza - z dominacji przeciwnika, tylko z „niefarta”. Mieliśmy nakreślony plan i wypełniliśmy go w stu procentach. Może wyglądało to tak, że w końcówce meczu oddaliśmy inicjatywę Duńczykom, ale my dobrze wiedzieliśmy, jakie są ich mocne strony i na co przede wszystkim trzeba uważać.
W rozmowie z bramkarzem nie mogło zabraknąć oceny sytuacji, w której Dania zdobyła pierwszego gola, a raczej sprezentował jej go Kamil Glik, który samobójczym strzałem głową pokonał Fabiańskiego.
- Kamil uderzył idealnie… - uśmiecha się Fabiański, ale po chwili dodaje już poważniej: - Trudna sytuacja. Każdy bramkarz w takiej sytuacji spodziewałby się, że Kamil będzie lekko zgrywał piłkę. Sporo było w tym wszystkim pecha. Szyderstw z Kamila po meczu w szatni jednak nie było. Wiadomo, że chciał dobrze, a że wyszło, jak wyszło? Cóż, po prostu zdarza się.
WIDEO: Łukasz Fabiański po meczu z Danią: Kamil Glik uderzył idealnie, ale miał pecha
Źródło: AIP
Fabiański został również zapytany, czy po ostatnim gwizdku jemu i kolegom spadł kamień z serca, zwłaszcza w kontekście remisu w pierwszym meczu z Kazachstanem. - Nic nie musiało nam spadać… - mówi piłkarz. - Po meczu z Kazachstanem był ogromny niedosyt, ale z takimi rzeczami w futbolu też trzeba się liczyć. Ja już gdzieś powiedziałem, że mecz w Kazachstanie to był dla nas kubeł zimnej wody, którego potrzebowaliśmy trochę po Euro. Choćby po to, żeby się obudzić, zejść na ziemię. Oczywiście szkoda tych punktów z Kazachstanem, ale jeśli kiedyś taka wpadka miała przyjść, to dobrze, że przyszła w pierwszym meczu. Dzięki temu nasza mobilizacja i koncentracja przed meczem z Danią była jeszcze większa.