Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukasz Wroński - limanowski ,,uzdrawiacz" skrzypiec i życie w centrum pandemii

Krystyna Trzupek
Krystyna Trzupek
Łukasz Wroński
Łukasz Wroński arch. prywatne
O codziennym życiu i pracy w światowym epicentrum koronawirusa, Nowym Jorku, opowiada Łukasz Wroński z Limanowej, ,,lekarz skrzypiec”, jedyny polski lutnik na Manhattanie.

FLESZ - Nowy lek na koronawirusa ma 94 proc. skuteczności

Jak wyglądają teraz ulice Manhattanu?
Jest pusto. Część Nowojorczyków spakowała się i wyjechała poza miasto. Z dawnego nowojorskiego życia zostało jakieś 20 procent.

Rzeczywiście jest tak dramatycznie, jak podają media?
Sytuacja jest naprawdę poważna. Dokładnie dzisiaj (18 kwietnia) Gubernator Nowego Jorku poinformował, że wczoraj zmarło 600 osób, a kolejne dwa tysiące zakażonych pacjentów trafiło do szpitali. Czy to jest dramat? Tak, nawet przy 9 milionowej populacji Nowego Jorku. Ludzie są przerażeni. Zwiększa się dystans oraz izolacja, by wirus się nie rozpowszechniał. Media podają przeróżne wiadomości o tym, co się dzieje, albo nadmiernie straszą, albo sieją nieprawdziwe informacje, innym razem bagatelizują sprawę, czy też zwyczajnie kłamią. Na szczęście w Nowym Jorku mieszkają osoby, które są silne i mocne duchem, to są chyba największe cechy Nowojorczyków. Strach jest, ale optymizm i siła walki są jeszcze większe.

Czego boją się najbardziej?
Po pierwsze utraty pracy, jak przetrwają kolejne miesiące bez dochodu. Wiele osób pracowało na czarno, teraz zostali praktycznie bez środków do życia. Jest mnóstwo biedoty, osób bezdomnych. Ci ludzie są w najgorszym położeniu. Gubernator zarządził, by osoby bezdomne umieszczać za darmo w hotelach. Dzięki temu mają szansę przeżyć i nie będą zarażać innych.

A po drugie?
Samotności. Zdarzają się niestety bolesne sytuacje, kiedy osoby starsze, czy zakażone umierają w osamotnieniu. Nikt z rodziny nie może im towarzyszyć.

Mieszkańcy stosują się do zaleceń?
Na początku ludzie niechętnie przestrzegali zaleceń. Tłumaczyli, że koronawirus to tylko ,,fake news”, nie brali zaleceń na poważnie, albo wmawiali sobie, że to tylko zwykła grypa. Dopiero jak zauważyli, ile ludzi umiera z dnia na dzień, jak dramatycznie wzrasta liczba osób zakażonych, kiedy usłyszeli dramatyczne wołanie pielęgniarek o pomoc do rządu, zobaczyli, jak codziennie ze szpitali wynosi się setki martwych ciał, dopiero wtedy się opamiętali i zapanował strach. Służba zdrowia nie była i nie jest przygotowana, w szpitalach nie ma wystarczającej liczby wentylatorów. Najbardziej przerażające jest jednak to, że nie wiemy dokładnie co będzie jutro, co nasz czeka i kiedy to się skończy. Czy nowa szczepionka, będzie naprawdę skuteczna? Są jeszcze osoby, które w dalszym ciągu myślą, że ich żaden wirus nie dosięgnie. Zdarza się, że osoby starsze lub matki z dzieckiem spacerują po ulicy bez maseczki i rękawiczek, jest to totalnie nieodpowiedzialne zachowanie. Od dzisiaj (17 kwietnia) w stanie Nowy Jork wszedł absolutny nakaz noszenia maseczek. Niestosowanie się do tego nakazu będzie surowo karane.

Władze radzą sobie z epidemią?
Rząd USA nie radzi sobie z epidemią. Prezydent Trump nie jest osobą kompetentną i moim zdaniem nie nadaje się na to stanowisko, dba tylko o własny interes. Na szczęście każdy federalny stan w USA ma swoją lokalną władzę, która sama może podejmować decyzje i niekoniecznie zawsze musi stosować się do zaleceń prezydenta. Tak też jest w Nowym Jorku, gdzie Gubernator Andrew Cuomo dzielnie walczy z epidemią, codziennie rzetelnie informuje nas na bieżąco o sytuacji. Przez to czujemy się bardziej bezpieczni.

Zamknięte kościoły są dla wierzących dużym utrudnieniem?
Tutaj jest mnogość wyznań. Na pewno jest też większa laicyzacja wiary w porównaniu chociażby do południa Polski, czy samej Limanowszczyzny. Tuż obok mnie jest kościół rzymskokatolicki, który jest otwarty na kilka godzin w ciągu dnia. Jest jedna Msza św. Przychodzi kilka osób. Najczęściej wierzący modlą się w domach. Na początku zdarzało się, że niektóre wyznania, np. Ewangelicy, mimo zakazów gromadzili się na wspólnej modlitwie, co miało swoje przykre konsekwencje w zwiększonej liczbie zakażonych.

Wirus solidaryzuje mieszkańców? Widać wzajemne wsparcie, czy raczej każdy dba tylko o siebie?
Codziennie o godzinie 19.00 w całym Nowym Jorku ludzie dziękują za poświęcenie całej służbie zdrowia, dzwonią dzwony w kościołach, wszyscy klaszczą, trąbią. Ludzie zmieniają się mentalnie, mają czas na głębokie przemyślenia. Jest kompletna izolacja, ale każdy interesuje się co słychać u innych i czy przypadkiem ktoś czegoś nie potrzebuje. Na pewno wygląda to inaczej niż w małych miastach. Tutaj z reguły każdy jest anonimowy. Mieszkańcy znają może jednego sąsiada, który mieszka obok. To jest cena życia w tak ogromnym mieście.

Ile lat mieszka Pan w Nowym Jorku?
trzynaście

Nie miał Pan myśli, żeby stąd uciekać? Wracać do Polski?
Nie. Tutaj jest już mój dom, tutaj chcę żyć na dobre i na złe. Rodzina w Polsce oczywiście nalegała, żebym wrócił, ale nie chciałem uciec od pracy, bliskich i znajomych. Przecież tak naprawdę wirus może zastać nas wszędzie, gdziekolwiek pojedziemy. Czułem i nadal czuję, że moim przeznaczeniem jest być tutaj. Wierzę, że poradzę sobie w tych trudnych czasach, a na pewno wkrótce przyjdą i lepsze. Zawsze chciałem mieszkać w Nowym Jorku. Już pierwszego dnia, kiedy tu przyjechałem, powiedziałem sobie: to jest to miasto, w którym chcę być i to tu będę tworzył.

Jest pan lutnikiem. Wirus wpłynął też na pana pracę?
Zdecydowanie. Buduję i naprawiam skrzypce. Moimi klientami są muzycy. Teraz zamknięte są filharmonie, a jeśli muzycy nie mają pracy, ja nie mam klientów. Coraz częściej zadaję sobie pytanie, ile to potrwa? Czy będziemy w stanie się utrzymać? Życie w Nowym Jorku jest bardzo drogie. Ale ja z natury jestem optymistą, cóż, w najgorszym wypadku trzeba będzie zacisnąć pasa. Teraz, skupiam się na sobie, na swoim zdrowiu, realizuję też projekty, na które nigdy wcześniej nie miałem czasu i cały czas tworzę skrzypce.

Mówią o Panu ,,zaklinacz skrzypiec”
Skrzypce mają w sobie pewnego rodzaju magię. Fascynują od wieków. Ich brzmienie porusza serca, wyzwala emocje. Ja skrzypce tworzę, ale i naprawiam, daję im drugie życie. Jestem niejako doktorem skrzypiec, uzdrawiam ich duszę. Muzycy polegają na mnie. Czasami trzeba wpłynąć na dźwięk i nim umiejętnie manewrować do momentu, aż muzyk będzie zadowolony, Każdy artysta ma też swój styl, po którym poznamy, co jest jego autorstwa. Podobnie jest z instrumentami. Jeśli ktoś zna moje instrumenty, to będzie wiedział, które skrzypce wyszły spod mojej ręki.

A ile ich wyszło?
Łącznie skrzypiec, altówek i wiolonczeli około 100

Podobno robił Pan skrzypce dla samego Baracka Obamy?
Miałem takie zamówienie. Raz zrobiłem skrzypce tzw. „Lady Liberty violin”, których kształt był inspirowany Statuą Wolności. Przyniosły mi one dużo zainteresowania, także wśród mediów. Dzięki temu otrzymałem propozycję wykonania skrzypiec z główką prezydenta. Niestety projekt nie doszedł do skutku ponieważ zmieniła się władza, ale wierzę, że jeszcze uda mi się go dokończyć. Mam wiele pomysłów na nowe projekty instrumentów, zarówno tradycyjne jak i nowoczesne, awangardowe. Ostatnio brat podsunął mi pomysł, na skrzypce „Czarna Madonna”. Są to projekty, które wymagają dużo czasu, by miały szansę stać się prawdziwym dziełem sztuki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska