Jednak IMGW uspokaja. Na razie powódź nam nie zagraża. Jak mówi Wawrzyniec Kruszewski, dyżurny synoptyk i hydrolog, zapasy wody w śniegu nie są dużo wyższe, niż rok temu o tej samej porze, choć odbiegają od średniej z ostatnich trzydziestu kilku lat.
- Rzeczywiście, zazwyczaj o tej porze roku mówimy o pokrywie śnieżnej już tylko w przypadku rejonów górskich - tłumaczy Adam Michniewski, synoptyk IMGW. - Ale w tym roku nawet w Krakowie mamy jej kilka centymetrów.
Michniewski zaznacza jednak, że sam pamięta, jak pochody pierwszomajowe odbywały się w śniegu po kostki. - Opady o tej porze roku mają taką specyfikę, że są krótkotrwałe, ale bardzo intensywne. Stąd spora pokrywa śniegu - wyjaśnia synoptyk.
Tymczasem meteorolodzy próbują ustalić, dlaczego wciąż za oknami mamy zimę. Część z nich winą za taki stan rzeczy obarcza prąd powietrza (tzw. prąd strumieniowy), który otacza kulę ziemską wędrując z zachodu na wschód. Podobno z powodu nagrzewania się Arktyki prąd zmienia swoją trasę i spycha w naszym kierunku lodowate powietrze. Zaś ciepło, które powinniśmy już odczuwać, wędruje nad Afrykę.
Z tą teorią nie zgadza się Jarosław Bernatowicz, synoptyk z biura prognoz Aura. Choć przyznaje, że rzeczywiście z Arktyką coś jest na rzeczy. - W ubiegłym roku nastąpiło gwałtowne topnienie lodu na Morzu Arktycznym. To powoduje, że promienie słoneczne nie odbijają się od lodowców. Nagrzewają one wodę i napędzają dalsze topnienie - wyjaśnia synoptyk. Tłumaczy, że z tego powodu niż islandzki jest słabszy i razem z wyżem azorskim nie napędza mas powietrza nad Europę. Dlatego utrzymuje się u nas chłód.
- To hipoteza, ale wielu meteorologów i synoptyków właśnie w topnieniu lodowców upatruje powodu przedłużającej się zimy - mówi Bernatowicz.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+