Marcin Baszczyński miał o czym opowiadać. W Wiśle spędził dziewięć lat, znaczonych kolejnymi mistrzostwami Polski. Grał dla „Białej Gwiazdy” od 2000 do 2009 roku. Opowiadał o tym okresie, ale też o czasach występów w Ruchu Chorzów, Polonii Warszawa czy występach w greckim Atromitosie i reprezentacji Polski. Kibice, których pojawiło się kilkudziesięciu na spotkaniu z byłym zawodnikiem, przywitali go głośnym „Baszczu z nami, kibicami!”
Kim był dla Wisły Marcin Baszczyński, kibicom tego klubu tłumaczyć nie trzeba. W latach 2000-2009 „Baszczu” zagrał dla Wisły 334 razy, 300 w pełnym wymiarze czasowym, strzelił 12 bramek. W tym czasie Marcin Baszczyński z Wisła zdobył sześć tytułów mistrza Polski, dwa Puchary Polski, Superpuchar oraz Puchar Ligi. Jest też rekordzistą Wisły jeśli chodzi o występy w europejskich pucharach, w których barwy krakowskiego klubu reprezentował aż 50 razy!
Wśród wielu wspomnień Marcina Baszczyńskiego o wiślackiej szatni, o niezapomnianych meczach, emocjach im towarzyszących, jedno zdanie wybrzmiało szczególnie symbolicznie. „Baszczu” został bowiem zapytany czy jego serce mocniej bije dla Ruchu Chorzów, w którym się wychował i kończył karierę czy dla Wisły Kraków, w której grał najdłużej i w której odnosił największe sukcesy.
Odpowiedział: - Zaczynałem w Ruchu wchodzić w poważny futbol. To były piłkarskie szatnie, w których trzeba było umieć się odnaleźć. Jeśli z tym sobie dałeś radę, to dawałeś sobie też na radę na boisku. Mogę powiedzieć, że ja w Ruchu stałem się mężczyzną, a później Wisła stała się całym moim życiem…
Dodał też: - Jestem dumny, że mogłem być częścią historii takiego klubu, jak Wisła i samemu napisać swoje rozdziały.