W gorlickim marszu udział wzięły setki gorliczan. Na czele liczną grupą uczestniczyli w nim członkowie Strzeleckiego Bractwa Kurkowego Muzeum Dwory Karwacjanów i Gładyszów w Gorlicach. Tuż za nimi niesiony był baner z wizerunkiem papieża i hasłem: "Szukałem Was, a Wy przyszliście do mnie".

Marsz modlitwą i formą obrony
Marsz był modlitwą i forma obrony dobrego imienia papieża. Na trasie odmówiony został różaniec, śpiewane były religijne pieśni. Spotkanie modlitewne gorliczan zakończyło się w kościele św. Andrzeja Boboli, który został wybudowany, jako wotum wdzięczności za Papieża Polaka. Wstępem i przyczynkiem do tego była pewna wojenna opowieść.

Podczas wielkiej wojny światowej ojciec ks. Seweryna Koszyka i ojciec Karola Wojtyły służyli w austriackim wojsku w tej samej kompanii.
Wojtyła był sierżantem, ojciec Seweryna kapralem. W maju 1915 uczestniczyli w krwawej bitwie pod Gorlicami. Obaj znaleźli się w tym samym okopie. Rosjanie ciężko i długo bombardowali pozycje austriackie. Ofiary były ogromne. Koszykowi i Wojtyle, podobnie jak setkom innych żołnierzy, śmierć zajrzała w oczy. Nie wiedząc, czy wyjdą z życiem z tej walki, zwrócili się z prośbą o ratunek do Pana Boga i Matki Boskiej oraz wszystkich świętych.
- Tato, patrząc śmierci w oczy, ślubował Panu Bogu, że jeżeli wyjdzie z tych opałów cało i przeżyje wojnę, to odda syna do stanu duchownego - opowiadał Dąbrowskiemu ks. Seweryn Koszyk.
Wojenna opowieść z papieżem w tle
Sierżant Wojtyła, słysząc obietnice kaprala Koszyka, wyprzedził go w swoim ślubowaniu, mówiąc podobno mniej więcej tak: - Panie Boże, jeśli sprawisz, że wrócę do domu z wojny cało, to mój syn zostanie nie tylko księdzem, ale i prałatem, i biskupem, i kardynałem, i nawet papieżem.

Zanim kościół wotum powstał, zgodzić na to musiał się sam Jan Paweł II. Prośbę w tej sprawie została wysłana do Papieża w 1989 roku, a odpowiedź przyszła rok później, gdy parafia miała już pozwolenie na budowę świątyni. Wtedy Karol Wojtyła przesłał do Gorlic swoje specjalne błogosławieństwo.