Drzewa znikają z prywatnych działek. Ich właściciele korzystają z nowych przepisów, dzięki, którym bez pozwoleń mogą wycinać rośliny, jeśli nie jest to związane z działalnością gospodarczą. Krakowianie nie mają jednak złudzeń, że ogołocone tereny mają posłużyć do postawienia na nich bloków. Jeśli nie przez właścicieli posesji, to przez firmy deweloperskie, które chętniej kupią działki bez drzew pod inwestycje. Mieszkańcy widząc wycinki wzywają straż miejską i urzędników, aby sprawdzili, czy nie łamie się przepisów. Władze miasta przyznają jednak bezradnie, że ciężko to stwierdzić.
Nie trzeba mieć zezwolenia na wycinkę drzew, których obwód pnia na wysokości 1,3 m nie przekracza 100 cm w przypadku: topoli, wierzby, kasztanowca zwyczajnego, klonu jesionolistnego, klonu srebrzystego, robinii akacjowej czy platanu klonolistnego. W przypadku pozostałych gatunków drzew maksymalny obwód wynosi 50 cm. - Czy ktoś to w ogóle sprawdza? Robotnicy z piłami pojawiają się niespodziewanie. Nie widzę w pobliżu urzędników miejskich czy policji - komentuje Marta Warszawska, mieszkanka os. Europejskiego na Ruczaju, gdzie w minionym tygodniu ścięto mnóstwo drzew.
Wycinkę prowadzono też w okolicy szpitala im. Rydygiera w Nowej Hucie. - Piękne drzewa, małe i duże, padają. To barbarzyństwo. Odsłania się wielki, goły plac i trudno uwierzyć, że nie zostanie przeznaczony pod działalność gospodarczą, budowę bloków - informował nas w trakcie wycinki Grzegorz Finowski, radny dzielnicy Grzegórzki, który akurat przebywał w Nowej Hucie. Tam mieszkańcy zareagowali, wezwali straż miejską i urzędników z wydziału kształtowania środowiska Urzędu Miasta Krakowa. - Od początku roku takich zgłoszeń było kilkadziesiąt, sama straż miejska podjęła 36 interwencji - mówi Jan Machowski z biura prasowego magistratu. - Wszystkie zgłoszone do tej pory wycinki dotyczyły działek osób fizycznych lub drzew o obwodach nie wymagających zezwolenia - zapewnia.
Mieszkańcy alarmowali m.in. o ścinaniu drzew przy al. Pokoju, ul. Dąbskiej, Podedworze, Białoprądnickiej, Lasówka, Obozowej, Zawieyskiego. A to tylko niewielka część miejsc, gdzie były wycinki. - Podwyższona czujność ludzi skutkuje również zgłaszaniem wycinek, na które zostały wydane zezwolenia. Chodzi np. o tereny przy ulicach Siewnej, Radzikowskiego, Przewóz - dodaje Machowski.
Na podstawie interwencji i zgłoszeń magistrat szacuje, że liczba drzew wyciętych w związku ze zmianą ustawy przekroczyła już 1000 sztuk w mieście! Mieszkańcom trudno uwierzyć, że służby miejskie sprawdzają obwód pnia, ale urzędnicy zapewniają, że faktycznie strażnicy chodzą po wykarczowanych terenach i dokonują kontroli. - Robią to często po fakcie. A co jeśli wycięto drzewo grubsze, niż pozwala na to prawo? Ktoś dostanie mandat, ale drzewo od tego nie odrośnie - zaznacza Marta Warszawska.
Władze miasta ufają wycinającym drzewa. - Większość firm zajmujących się utrzymaniem zieleni, boi się współodpowiedzialności i dba o to, żeby wycinać tylko drzewa, na które nie jest wymagane zezwolenie - mówi Machowski. - Problematyczne jest wykazanie, że wycinka wiąże się z działalnością gospodarczą. Możemy się opierać tylko na oświadczeniu właścicieli.
Praktyczne nie da się też zakwestionować sprzedaży nieruchomości, na której wycięto drzewa, bez względu na to, czy drugą stroną umowy jest osoba fizyczna czy deweloper.
Źródło: Gazeta Krakowska