Urzędnicy wydadzą ponad 5 mln zł na meble do nowego Centrum Kongresowego. Przetarg na ich dostarczenie wygrała firma z Finlandii. Polski producent nie miał szans, mimo że przedstawił ofertę dużo tańszą, za 2 mln zł. Urzędnicy wyśrubowali wymagania tak, że spełniła je tylko jedna fińska spółka. W ogłoszeniu o przetargu zamieścili nawet zdjęcia mebli identycznych z tymi na stronie internetowej zwycięskiej firmy.
Uwagę na zaistniałą sytuację zwrócił Czytelnik. - Czy tak musi być, że zagraniczna firma z przedstawicielstwem w Warszawie zdobywa kontrakt, a polska nie może takich mebli wyprodukować i dostarczyć? - pyta Waldemar Stolarz.
Budowa Centrum Kongresowego kosztuje 324 mln zł. W tej kwocie nie ujęto wyposażenia obiektu. Ogłoszono osobny przetarg na dostawę mebli. To, jakie powinny być, określili projektanci Centrum. Sęk w tym, że wyjątkowo dokładnie. Każdy mebel opisany jest w kilku punktach: rodzaj materiałów, kolor, grubość, wysokość elementów. Wszystko dokładnie co do centymetra.
Do przetargu zgłosiły się trzy firmy. Krakowski Lobos z ofertą za ok. 2 mln zł, fabryka mebli Ryś z Krzywaczki (ponad 6 mln zł) i Martela, warszawski przedstawiciel spółki z Finlandii (ok. 5,2 mln zł).
Propozycja z Krakowa została od razu odrzucona. - Oferta z niższą ceną podlegała odrzuceniu z powodu licznych niezgodności ze specyfikacją zamówienia. Potocznie rzecz ujmując, zakładała dostawę innych mebli lub mebli w innych wymiarach - wyjaśnia Jan Machowski z biura prasowego Urzędu Miasta.
Przetarg dopuszczał jednak przedstawienie oferty "równoważnej". - Wymagania przygotowano na bazie konkretnych produktów, unikatowych. Zaproponowaliśmy jednak równoważniki - mówi Przemysław Karwat z firmy Lobos. - Nasza oferta była tańsza, różnice dotyczyły milimetrów. Aby idealnie spełnić wymagania, musielibyśmy zmienić technologię. Oferowaliśmy produkty polskich fabryk, dobrej jakości, daliśmy zniżkę, miasto mogło oszczędzić.
Druga polska firma założyła, że specjalnie kupi zagraniczne meble, aby sprostać wymaganiom, ale jej oferta przez to była najdroższa. Wygrała niewiele tańsza oferta firmy Martela. Choć i tak o 95 tys. zł droższa niż kosztorys, jaki zakładali wstępnie urzędnicy. Spółka zamawiane przez miasto meble sprzedaje na co dzień. Identyczne ze zdjęć ze specyfikacji przetargu znajdują się na zdjęciach w katalogu zwycięskiej firmy. To mogło zniechęcić innych do startu w rywalizacji, a przecież większa konkurencja pozwala osiągnąć korzystniejszą kwotę.
- Zdjęcia miały charakter poglądowy. Przedmiot przetargu był szczegółowo opisany w specyfikacji, a zamawiający dopuszczał ofertę na rozwiązania równoważne, a nie takie jak na zdjęciu - zapewnia Machowski.
Przegrane firmy rozważały odwołanie się od wyniku przetargu, ale zrezygnowały po konsultacjach z prawnikami. Nasz ekspert twierdzi, że niesłusznie.
- Jeżeli gmina zamawia meble i śrubuje warunki przetargu pod konkretny produkt, to dla mnie jest to skandal. Rozumiem, gdyby chodziło o meble do zabytkowego pałacu, a to przecież sprzęt biurowy - komentuje Dariusz Ziembiński, ekspert od zamówień publicznych z Business Centre Club. - Sprawie powinna przyjrzeć się nawet prokuratura - kwituje.
