Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Rusinek wspomina zmarłą noblistkę

Redakcja
Andrzej Banaś
Była damą i mistrzynią poezji. Uwielbiała długie rozmowy przy kawie i papierosach, które namiętnie paliła od okupacji. Ostatnio jej znakiem rozpoznawczym była czerwona szminka na ustach i pomalowane paznokcie. O zmarłej w środę noblistce opowiada Urszuli Wolak - sekretarz poetki Michał Rusinek.

Kraków pożegnał Wisławę Szymborską [ZDJĘCIA]

Jak wyglądało Pańskie pożegnanie z Wisławą Szymborską?
Właściwie nie wiem, czy do takiego pożegnania w ogóle doszło. Szymborska do końca miała nadzieję, że wyjdzie z choroby. Poza tym nie lubiła pożegnań, którym towarzyszył pewien rodzaj patosu, dlatego spotkaliśmy się tak po prostu, jak robiliśmy to od lat... przy kawce i papierosku. Szymborska była na tyle słaba, że musiałem jej podtrzymywać papierosa. Wciąż była jednak damą i mimo choroby, do końca zachowała godność.

O czym tego dnia rozmawialiście?
Szymborska pytała o innych. Nie mówiła o sobie. Bardziej interesowało ją życie przyjaciół. Powiedziałem jej wtedy, że dwaj jej oddani przyjaciele, którzy pokłócili się i przez lata w ogóle się do siebie nie odzywali, nagle się pogodzili.

I jak na ten fakt zareagowała noblistka?
To była dla niej naprawdę dobra wiadomość.

Jak wyglądało Pana pierwsze spotkanie z Wisławą Szymborską?
Wraz z członkami Towarzystwa Limerycznego, które współtworzyłem na studiach, postanowiliśmy zaprosić Szymborską na jedno z organizowanych przez nas spotkań. I to na moje barki spadło wykonanie telefonu do poetki. Pamiętam, że kiedy podniosła słuchawkę, trzęsły mi się łydki. Ale kiedy pojawiła się na spotkaniu, od razu mnie zauroczyła bezpośredniością, serdecznością i niebywałym poczuciem humoru, a także brakiem wyniosłości w stosunku do wystraszonych jej wielkością studentów. Pół roku później gruchnęła wiadomość o przyznaniu jej Nagrody Nobla.

A Pan został osobistym sekretarzem noblistki...
Tak. Okazało się, że potrzebuje kogoś do pomocy. Na to stanowisko było jednak kilku kandydatów. Tak się złożyło, że wybrała właśnie mnie. Bardzo się z tego cieszę.

Nie bał się Pan, że nie podoła obowiązkom sekretarza?
Miałem pewne obawy, zwłaszcza że, gdy byłem mały, paraliżował mnie strach przed odbieraniem telefonów. A po otrzymaniu Nagrody Nobla, telefon Wisławy Szymborskiej właściwie nie przestawał dzwonić. Była to więc doskonała okazja, by podjąć walkę z traumą z dzieciństwa.

I jak poradził sobie Pan z tym dzwoniącym nieustannie telefonem?
Przeciąłem po prostu kabel.

Nie ma Pan wrażenia, że Wisława Szymborska była osobą, która urodziła się w niewłaściwym miejscu i czasie? Była typem prawdziwej damy, jakby nie z naszej epoki.
Poszedłbym nawet o krok dalej. Szymborska, moim zdaniem, jest osobą z innej planety. Przepraszam... była. Wciąż nie mogę mówić o niej w czasie przeszłym. Była więc osobą z innej planety... Tak... Dla mnie była na przykład osobą zupełnie pozbawioną wieku. I nie jest to wcale przejaw żadnej kokieterii. Po prostu nie potrafiłem myśleć o niej w kategoriach starszej pani. I to nie tylko moje zdanie. Właściwie wszyscy, którzy znali ją trochę bliżej, zauważali, że ma w sobie pewną dziewczęcość. Pierwiastek tej dziewczęcości pozostał w niej do samego końca.

W czym przejawiała się jej dziewczęcość?
Charakteryzowała ją dziewczęca, a nawet powiedziałbym dziecięca umiejętność dziwienia się światu, którą ludzie tracą wraz z wiekiem. Ja tę umiejętność już dawno zatraciłem. Dlatego też czułem się przy niej jak prawdziwy starzec.

Naprawdę?
Tak. Wisława Szymborska potrafiła podskoczyć na jednej nodze i cieszyć się rzeczami, na które ja w ogóle nie zwróciłbym nawet uwagi. Sądzę, że dzięki temu potrafiła patrzeć na świat i otaczającą ją rzeczywistość pod zupełnie innym kątem.

Z tego wynika, że Wisława Szymborska miała w sobie coś z dziecka...
Zdecydowanie tak. Podszyta dzieckiem była zawsze. Doskonale ujął to na Facebooku pisarz - Jacek Dehnel, który napisał po śmierci poetki, że umarła największa hultajka literatury polskiej.

Czytaj też: Młodzi chcą czytać Wisławę Szymborską

Czy zgodzi się Pan ze mną, że Szymborskiej do twarzy było z papierosem?
Tak. Z papierosem wyglądała rzeczywiście niezwykle. Chciałoby się powiedzieć, że papieros do niej po prostu pasował. Wyznała mi kiedyś, że pali od czasów okupacji. Pomyślałem, iż nie ma się czemu dziwić, to nie były łatwe czasy, a w przypływie strachu i zagrożenia łatwo było sięgnąć po papierosa.

Czy był to rzeczywisty powód?
Okazało się, że nie. Kiedy Szymborska odczytała moje myśli, powiedziała: to zupełnie nie z tego powodu. To z powodów erotycznych.

Co to mogło oznaczać?
Nigdy nie pytałem. Wiedziałem, że takich szczegółów się po prostu nie zdradza. Nikt dziś nie wyobraża sobie Wisławy Szymborskiej bez papierosa. A ona nie wyobrażała sobie chyba siebie bez pomalowanych na czerwono ust i paznokci.

Czy to prawda?
Tak. Jak na prawdziwą damę przystało, lubiła o siebie dbać. Nawet kiedy była już ciężko chora, prosiła pielęgniarki, które się nią opiekowały, by malowały jej na czerwono paznokcie.

Zastanawiał się Pan nad tym, kiedy zawodowa relacja z Szymborską przerodziła się w przyjaźń?
Przyjaźń nas chyba nie łączyła. Byliśmy raczej zaprzyjaźnieni. Dość szybko zorientowałem się, że nadajemy na tych samych falach. Mamy podobne poczucie humoru i łączy nas autoironia... A ja wciąż mówię o niej w czasie teraźniejszym...

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska