W rejonie Limanowej największa fala powodziowa przeszła 9 lipca. Wystarczyły zaledwie 3 godziny deszczu, by miasto utonęło w wodzie i błocie, a ulice zamieniły się w rwące potoki, które niosły ze sobą powyrywane z korzeniami drzewa, kamienie i tony gruzu. Straty były tak wielkie, że długo nie dało się ich oszacować.
W mieście przez kilka dni nie było pitnej wody, prądu i gazu. Najbardziej byli poszkodowani mieszkańcy górnego odcinka ul. Matki Boskiej Bolesnej, przez którą przetoczyła się nawałnica z potoku Mordarka. W związku z brakiem prądu i nieczynną kuchnią, ze szpitala w Limanowej ewakuowano wielu pacjentów do szpitala w Nowym Sączu. Lżej chorzy zostali przewiezieni do domów. Zalany został dworzec PKS, firma Goldrob, Szkoła Podstawowa nr 1, dolna część kościoła w Sowlinach. Odwołano 50 kursów autobusów.
Uruchomiły się osuwiska. Na skutek osunięcia się ziemi w Kamionce Małej, zawaliła się część domu, w którym zginęła 51-letnia Teresa Zelek.
Jak wspominają mieszkańcy, w miejscu tragedii latał samolot, z którego wyrzucano zawieszoną na spadochronach wodę pitną z informacją: ,,Jeśli czujecie się zagrożeni, wywieście nad domami białe prześcieradła”.
To była powódź 1000-lecia. Tak wyglądał Kraków i inne miejsc...
WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 13. "Cymbergaj"
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
>>> Zobacz inne odcinki MÓWIMY PO KRAKOSKU