Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrz kung fu Krzysztof Rodek ze Skały: Na nominację zapracowałem swoją pracą i wynikami

Jerzy Filipiuk
Jerzy Filipiuk
Archiwum Sabiny i Tomasza Chabowskich
Rozmowa. 29-letni Krzysztof Rodek ze Skały (powiat krakowski), wielokrotny medalista najpoważniejszych imprez w kraju i na świecie, trenujący z wielkimi sukcesami kung fu od ponad dwóch dekad, opowiada o swej wizycie w Sydney, pracy szkoleniowej i życiu prywatnym.

- W listopadzie przebywał Pan na seminarium szkoleniowym w Sydney, gdzie zajęcia prowadził wielki mistrz Chen Yong Fa, spadkobierca całej wiedzy najbogatszego i najbardziej wszechstronnego systemu kung fu choy lee fut i systemu Shaolin luohan qigong. Jaki był cel Pana pobytu w Sydney?

- Zgłębianie tajników systemu choy lee fut. Wielki mistrz od pewnego czasu przekazuje je swoim uczniom. Niektóre z nich uczył po raz pierwszy. Mówił o wielu niuansach, ale szczegóły robią różnice. Jego idea jest taka, by wiedzę o systemie przekazywać następnym pokoleniom. I tak jak ja do pewnego poziomu wiedzy uzyskałem dostęp dopiero teraz, tak samo moi uczniowie muszą długo i ciężko pracować nad sobą, by zasłużyć na to samo.

- Można się domyślać, że jest Pan zadowolony z tej wyprawy.

- Ja z każdego seminarium z wielkim mistrzem wyciągam dla siebie dużo cennych informacji i umiejętności. Dodatkowo jeszcze zostałem bezpośrednim uczniem w grupie „Lampartów”. Należę do niej razem z kilkunastoma innymi osobami, między innymi z Kanady i Hiszpanii. Oficjalne przyjęcie nastąpi w sierpniu przyszłego roku w Chinach.

- Pierwszą grupę stanowiły „Smoki”, drugą „Tygrysy”, a trzecią zostaną właśnie „Lamparty”. Czym sobie trzeba zasłużyć, by dostąpić takiego zaszczytu?

- W Sydney odbyła się sesja egzaminacyjna. Nie można jednak powiedzieć, że to był tylko jeden egzamin. Cały wyjazd był wielkim testem. Poza tym to nie było tak, że przyjeżdżam do Australii, robię swoje i otrzymuje nominację do grupy. Liczy się całokształt mojej pracy, zaangażowania i wyniki uzyskane w poprzednich latach.

- Jak traktuje Pan tę nominację?

- Jestem z niej bardzo zadowolony, zwłaszcza, że przecież kung fu nie zajmuje się dopiero od paru lat. W przyszłym roku skończę 30 lat, a trenuję 21 lat, a więc zdecydowaną większość życia spędziłem na sali treningowej, doskonaląc swoje umiejętności. Nominacja jest więc swego rodzaju zwieńczeniem mojej dotychczasowej pracy. Nie mam jednak zamiaru osiąść na laurach, bo cały czas trzeba się szkolić, poprawiać. Nie można się zatrzymywać, tylko iść dalej.

- Ma Pan w swej kolekcji mnóstwo trofeów, nagród, medali. Który sukces ceni Pan sobie najbardziej?

- Patrząc na całokształt mojej kariery, największym sukcesem jest to, że ćwiczę do tej pory. Cieszę się też, że sam się szkolę i mogę przekazywać swą wiedzę następnym osobom. A najlepsze wyniki osiągnąłem w 2014 roku w Chinach podczas mistrzostw świata wushu tradycyjnego, w których zdobyłem złoty medal w formach z włócznią, srebrny w formach ręcznych i brązowy w formach podwójnych. Przed tymi zawodami w moim życiu prywatnym nastąpiła totalna zmiana. Był to dla mnie dosyć trudny okres, ale mimo dużego obciążenia psychicznego, zdążyłem się przygotować do startu. Jak widać po wynikach - całkiem dobrze, dlatego byłem z nich bardzo zadowolony.

- Po wielu latach treningów w MUKS Choy Lee Fut Kraków zmienił Pan klub...

- Trenuję w domu i od prawie dwóch lat u Sifu Tomasza Chabowskiego w Szkole Sztuk Walki Kung Fu Lung w Wieliczce. Pomagam też Joannie Skamli w MUKS Choy Lee Fut.

- Wspomniał Pan o szkoleniu podopiecznych. Gdzie Pan to robi?

- Prowadzę sekcję w Stowarzyszeniu LKS Potok Więckowice, gdzie
trenuje ponad 30 osób. Nie jest nas dużo, ale działamy prężnie. Najmłodsi w grupie początkującej mają 5-6 lat, ale trenuje też na przykład Anna Cieślik, którą w przyszłym roku czeka matura. Niektórzy moi uczniowie mają już pewne doświadczenie startowe, ale są jeszcze młodzi i potrzebują czasu, żeby osiągać lepsze wyniki.

- Jakie warunki lokalowe ma sekcja?

- Nie jest najgorzej. Mamy przystosowaną do takich zajęć świetlicę środowiskową z odpowiednią podłogą, przymocowanymi drabinkami. Mamy też sprzęt do treningów. Jako stowarzyszenie otrzymujemy dofinansowanie. Wszystko działa prężnie, tak jak należy. Duże ukłony w tym względzie dla gminy i pani Ewy Figiel, sekretarza stowarzyszenia, która zajmuje się działalnością klubu od strony organizacyjno-logistycznej.

- Tata Zbigniew nadal Panu kibicuje?

- Tak, choć można powiedzieć, że od dłuższego już czasu robi to niejako poza mną, bo w dużej mierze działam sam i pozyskuję fundusze, sponsorów, ale wiem, że mocno trzyma za mnie kciuki. Podobnie jak mama Grażyna. Mam młodszą siostrę Aleksandrę, która ćwiczyła kung fu przez parę lat, a teraz spodziewa się już drugiego dziecka.

- A jaki jest Pana status rodzinny?

- Ja jeszcze swojego dziecka nie mam. Z żoną jesteśmy dopiero trzy miesiące po ślubie. Zosia trenowała ju-jitsu przez kilka lat u Tomasza Auguściaka na Kozłówku w Krakowie, ale rekreacyjnie, dla siebie, bez startów w zawodach. Praca, studia i obowiązki domowe wymusiły na niej przerwanie treningów.

- Czym się Pan zajmuje poza kung fu?

- Jestem magistrem fizjoterapii. Pracuję w wyuczonym zawodzie, mam własną firmę fizjoterapeutyczną w Krakowie. Mam czasami ostrą harówkę, wychodzę z domu przed siódmą, a wracam przed dwudziestą trzecią.

- Co na to więc świeżo poślubiona małżonka? Widuje się Pan z nią?

- Widuję, niestety nie tak długo, jakbym tego chciał. Na szczęście Zosia jest wyrozumiała, wspiera mnie.

- Mógł Pan sprawić piękny prezent i zabrać żonę w podróż poślubną do Sydney...

- Zastanawialiśmy się nad tym, ale prawie dziesięć godzin treningu dziennie powodowałoby to, że żona musiałaby przez dwa tygodnie sama zwiedzać Sydney. To nie był wyjazd turystyczny, ale ukierunkowany na trenowanie i podnoszenie swoich umiejętności. Rozmawialiśmy o tym z żoną. Decyzja o tym, żeby odpuścić ten wyjazd, była obopólna. Nic nie jest jednak stracone. Do Sydney możemy pojechać za rok, dwa, trzy lata. Nie ma problemu.

Sportowy24.pl w Małopolsce

#TOPSportowy24

- SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Mistrz kung fu Krzysztof Rodek ze Skały: Na nominację zapracowałem swoją pracą i wynikami - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska