Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrzostwa polityków w opowiadaniu bajek

Przemek Franczak
Przemek Franczak
Przemek Franczak wojciech matusik
Euro, Euro i po Euro. I po paru ładnych milionach euro też. Moja żona, istota w ogóle niezainteresowana futbolem, usłyszała w telewizji informację, że we Wrocławiu i Poznaniu mistrzostwa już się skończyły. - Jak to - spytała mnie zdziwiona - to te stadiony zbudowaliśmy tylko na trzy mecze i tydzień zabawy?

Tak, właśnie tak zrobiliśmy. Dziś wydaje się to trochę bez sensu, co nie? Obiekt we Wrocławiu kosztował 850 mln złotych, piłkarze biegali po nim w sumie 270 minut. Wychodzi ponad trzy miliony za każdą minutę mistrzostw. Drogo.
Stadiony oczywiście zostaną, dworce (ten we Wrocławiu - piękny), lotniska i drogi (jeśli tylko będzie miał je kto dokończyć, bo firmy na rządowych kontraktach padają jak muchy) też, tak samo jednak jak kredyty do spłacenia. Polacy, pomożecie? Pomożemy, tylko jak? Po prostu nie wychodźcie na ulicę, gdy podniesiemy wam podatki.

No dobrze, Euro gdzieś tam jeszcze trwa, są jakieś mecze, może biedny Grek ubije bogatego Niemca. Byłoby to wydarzenie, zwłaszcza w strefie euro, choć z nieprzewidywalnymi skutkami. Dla Greków mógłby to być albo impuls, albo gwóźdź do trumny. Żeby wyjść z kryzysu, trzeba pracować, a nie świętować. Inna rzecz, że w ogóle całkiem dobrze na tych mistrzostwach grają europejskie gołodupce. Nie tylko Grecy, ale Włosi, Portugalczycy i Hiszpanie - w banki tych ostatnich Europa ma wpompować 100 miliardów euro. O sto za dużo. Cwanym bankierom nie powinno się pomagać, tylko zakuwać w dyby i wystawiać na publiczny osąd. Albo choć skazywać na prace społeczne w przytułkach i sierocińcach.

Nas, jak pewnie zauważyliście, wśród tych dobrze grających już nie ma, ale my nie podpadamy jeszcze pod kategorię europejskich bankrutów, tylko ciągle kontynentalnej biedoty. Ponoć rozwijającej się, ale jednak biedoty. Jest szansa, że za jakiś czas w PKB na głowę mieszkańca dogonimy... Greków. Perspektywa to jednak dość licha - teraz dużym powodzeniem cieszą się na Peloponezie akcje rozdawania mieszkańcom posiłków. Nie wszystkich stać na jedzenie.

Na pierwszy rzut oka zdawać by się więc mogło, że my tu mamy raj na Ziemi, Biedronkę i Lidla, brakuje nam jeno rodaków dobrze kopiących futbolówkę. "Szczęśliwy to kraj, którego największym zmartwieniem jest porażka piłkarzy" - napisał na swoim blogu Daniel Passent i wiele osób się z nim zgodziło (najchętniej zapewne te z obozu rządzącego). A ja sądzę, że jest całkowicie odwrotnie - szczęśliwym jest kraj, w którym ze sportowej porażki nie czyni się tematu publicznej debaty. Myślicie, że w Holandii, Szwecji, Danii po Euro trwa polityczny sabat wokół zmiany trenera i wysadzenia w powietrze szefów piłkarskich związków? Nie, to raczej zwyczaj krajów Ameryki Południowej, w których futbol jest lekiem na całe zło. Z reguły lekiem uśmierzającym biedę.

W bogatych społeczeństwach poziom zadowolenia z życia nie jest uzależniony od takich dupereli jak wynik piłkarskiej reprezentacji. Sport to rozrywka i zabawa. W tych mniej bogatych staje się sprawą kluczową, odzwierciedleniem możliwości, okazją do demonstracji siły i szansą wytłumienia kompleksów. Nie ma wątpliwości, w której grupie my jesteśmy. Potężnie przeinwestowaliśmy emocjonalnie te nasze mistrzostwa, odreagować zawiedzione - irracjonalnie duże- nadzieje będzie trudno. Politycy zdają sobie z tego sprawę i dlatego teraz na wyścigi zgłaszają pomysły uzdrowienia polskiej piłki. Ważniejszych spraw nie ma? Są, ale kogo to obchodzi. Grunt to słupki, choć nie te od bramki.

O dziwo, ta polityczna hucpa odbywa się bez słowa medialnego sprzeciwu. Dziennikarze jak barany słuchają kolejnych wynurzeń o zmianie prawa, o wprowadzeniu do PZPN kuratora, zamiast obśmiać je wszystkie. Wiecie, dlaczego UEFA wywalczyła dla siebie i narodowych związków taką autonomię? Dlatego, że doskonale zdawała sobie sprawę, że futbol to pokusa zbyt wielka dla polityków, by nie próbowali położyć na nim swoich łap. Przekręty? Korupcja w PZPN może jest, choć na razie nikt jej nie udowodnił. Za to w polityce jest na pewno. Nie chcę budzić was ze snu, ale prawda jest taka, że zmiana Grzegorza Laty może zmieni coś w PZPN, ale nic nie zmieni w Polsce. Bo to nie on ani nie piłkarze mają się troszczyć o nasz dobry humor i komfort życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska