W pełnym słońcu, w otoczeniu majestatycznych szczytów Południowego Tyrolu i około 20-tysięcznej publiczności Polki wystąpiły dziś w głównych rolach. W czołówce ulokowała zespół Kinga Zbylut, kończąc pierwszą, 6-kilometrową zmianę jako czwarta. Monika Hojnisz-Staręga przeskoczyła na pozycję drugą.
- Co pomyślałam wyruszając na trasę? Że zabiję koleżanki z ekipy - żartowała Kamila Żuk, której występ śmiało można określić spektakularnym. - Byłam naprawdę zestresowana, wiadomo, że nie tak łatwo wziąć zmianę na tak wysokiej lokacie. Zwłaszcza w moim przypadku, kiedy ja ostatnio kulałam ze strzelaniem, wiatr mi kule nosił. Wiedziałam, że w biegu dam sobie radę, ale strzelanie poukładało się niesamowicie.

W dwóch strzelaniach wystarczyło jej jedno doładowanie, rywalki pudłowały na potęgę. Do końca zmiany dotarła jako liderka, z przewagą ponad 40 sekund nad grupą pościgową!
- Aż popłakałam się ze wzruszenia, te emocje były tak duże - przyznała 22-latka, dwukrotna mistrzyni świata juniorek. - To jest super uczucie wbiegać na metę... Dla mnie to była meta, czułam się tak, jakbym wygrała ten bieg. Bo wygrałam, mam nadzieję, wiele dla siebie, zdobyłam dużo doświadczenia.

A sztafeta? Nie czarujmy się, mimo że do mety pozostawało 6 km, Polki w tym momencie wcale nie były faworytkami do medalu. Tuż przed tym, gdy ruszała na trasę Gwizdoń, Monika Hojnisz-Staręga mówiła: - Wiem, co Magda przeżywała, kiedy dowiedziała się, że będzie na czwartej zmianie. Wiem też, że ona nie czuje się w super dyspozycji, stąd jej obawy, ale wiem też, że jest bardzo doświadczona.
Magdalena Gwizdoń. Ona pierwszy raz startowała w Anterselvie w Pucharze Świata w 1996 roku. Tak, 24 lata temu. Dzisiaj, mając lat 40, wyruszała na trasę z bagażem prowadzenia w wyścigu, mając za sobą m.in. Norweżkę Marte Olsbu Roiseland, która zdobyła na tych MŚ medale we wszystkich występach oraz inne biathlonistki z absolutnego topu - Niemkę Denise Herrmann i Szwedkę Hannę Oeberg.

- Jak wczoraj zobaczyłam listę startową, zobaczyłam jakie harty, jakie konie wyścigowe biegną razem ze mną, to spodziewałam się, że coś takiego może być - mówiła później Gwizdoń, komentując tempo przeciwniczek.
Najstarsza uczestniczka tych mistrzostw, w tym sezonie pozostająca bez punktów w Pucharze Świata, strzelanie w pozycji leżąc rozpoczynała jako pierwsza. Kibice - nie, Polaków tu nie ma - okrzykami wyliczali rytm jej strzałów. Dopingowali. - Bo mnie tu znają, w końcu jestem w tym sporcie już 25 lat - śmiała się później Gwizdoń. - Aczkolwiek na strzelnicy nie słyszałam nic, nie docierało to do mnie.

Mimo dwóch doładowań w strzelaniu leżąc, utrzymała 1. miejsce. Ale za chwilę młodsze o kilkanaście lat "harty" dopadły ją na trasie.
- Mój start w tych mistrzostw był głównie pod kątem tej sztafety. Wiem, że są młode zawodniczki, że wszyscy kibice mówią, że to one muszą biegać, że ja jestem już stara, że się nie nadaję. Wiem, wiem, ale jeszcze tutaj pobędę - mówiła po wykonanej robocie biathlonistka z Żywiecczyzny. - Cieszę się, ze mogłam z dziewczynami biegać... Szkoda, że w strzelaniu leżąc trafiłam w dwa kanty, bo dwa doładowania to 20 sekund, więc coś można było wtedy zyskać. Ale ogólnie strzelanie wyszło w miarę dobrze, cieszę się, że nie było karnej rundy.
W "stójce" Gwizdoń też musiała się dwa razy poprawić. Do mety dobiegła na 7. miejscu, ze stratą 50,3 sek. do złotych medalistek.
- Naszym celem, szczerze mówiąc, był Top 10 - przyznał trener Polek, świetny niegdyś niemiecki biathlonista Michael Greis. - Patrząc na wyniki, straty czasowe, to dziewczyny wypadły naprawdę świetnie. Jasne, jeżeli Magda strzelałaby trochę lepiej, to może byłoby miejsce czwarte, piąte czy szóste. Ale strzelnica tutaj jest bardzo wymagająca.

Mistrzyniami świata zostały Norweżki (Synnoeve Solemdal, Ingrid Landmark Tandrevold, Tiril Eckhoff, Marte Olsbu Roeiseland), srebro wzięły Niemki, brąz Ukrainki.
Dla trzech Polek mistrzostwa świata w Południowym Tyrolu właśnie się skończyły. Monikę Hojnisz-Staręgę w niedzielę o godz. 12.30 czeka występ w wyścigu ze startu wspólnego.
W sobotniej rywalizacji sztafet mężczyzn - wystąpiło ich 27 - Polacy zajęli 16. pozycję. Andrzej Nędza-Kubiniec, Grzegorz Guzik, Łukasz Szczurek i debiutujący na MŚ Marcin Szwajnos będąc na strzelnicy musieli w sumie 11 razy doładować karabin, ale uniknęli karnych rund. Stracili 4.56,7 min do Francuzów, którzy zdobyli złoto. Drugie miejsce zajęli Niemcy, trzecie Norwegowie.
MŚ w biathlonie. Sztafeta wielkich wrażeń. Polki były liderk...
