Marzec to czas, w którym koła łowieckie szacują pogłowie zwierzyny na swoim terenie. W rejonie Proszowic dotyczy to przede wszystkim saren i zajęcy. Wiadomo już jak wygląda sytuacja?
- Po przeprowadzeniu inwentaryzacji pogłowia saren w kołach Hubert, Batalion i Dąb Koniusza wychodzi nam, że zagęszczenie saren wynosi około 3 sztuk na 100 ha. Zalecenia mówią, że gdy ten wskaźnik jest mniejszy niż 2,5, to na sarny nie można polować. My przewidujemy, że w tym roku jedna sztuka z tych trzech zostanie wyeliminowana. To oznacza około 30 procent populacji. Jednocześnie zakładamy, że przyrost spowodowany urodzeniami nowych saren, będzie wynosił również około 30 procent. To oznacza, że po polowaniach pogłowie powinno pozostać na obecnym poziomie. Oczywiście to są założenia. Jeżeli będą sprzyjające warunki, saren może się urodzić więcej. Może też urodzić się ich mniej. My cały czas mówimy o wielkościach przybliżonych. Teren łowiecki to nie chlewik, gdzie zwierzęta można policzyć co do sztuki.
- Rolnicy przekonują, że zwierząt jest za dużo. Na pewno będą się od was domagać jak największego odstrzału.
- Ale co to znaczy za dużo. To jest pojęcie względne. Ja mam ten komfort, że sam jestem i rolnikiem i myśliwym. Poluję na tych samych gruntach, na których gospodaruję. Widzę problem z dwóch stron i staram się być w ocenach obiektywny.
- I jako rolnik na pewno ponosi Pan szkody wyrządzane przez dzikie zwierzęta.
- Oczywiście, że tak. Zwierzyna czyni szkody, bo musi się czymś odżywiać. W ostatnich latach zmieniła się struktura upraw, stosowane techn ologie i maszyny do uprawy. Wyeliminowano wiele dziko żyjących roślin, którymi zwierzęta się żywiły. I one z konieczności korzystają z upraw polowych. Jako myśliwi jesteśmy zobowiązani do wyrównywania rolnikom tych szkód. Problem w naszym terenie polega na tym, że większość szkód powodują zające a nie sarny. Natomiast prawo nie przewiduje wypłacania rekompensat za szkody wyrządzane przez zające.
- Rolnicy przekonują, że to właśnie sarny są problemem.
- Tylko, gdy na polu pojawiają się osoby, które mają szacować szkody, znajdują tam ślady zajęcy. W związku z tym nie ma podstaw, by szkody szacować i stąd bierze się konflikt.
- Czyli aby go wyeliminować czy złagodzić potrzebne są rozwiązania na poziomie ustawowym.
- Tak, ale zajęcy w skali kraju jest niewiele. Występują praktycznie jeszcze tylko u nas, w rejonie Sandomierza i na Lubelszczyźnie. Dlatego według ustawodawcy nie jest to problem, który dotyczy większości rolników i nie podejmuje tego tematu.
- To ile tych zajęcy mamy w okolicach Proszowic?
Dwa ubiegłoroczne polowania pokazały, że jest z tym różnie. Na jednym terenie stwierdziliśmy około 13 zajęcy na 100 hektarach, a w drugim niespełna 6 sztuk na 100 ha. Te zmiany zagęszczenia zależą od rodzaju upraw i warunków środowiskowych. W marcu przeprowadziliśmy z kolei tzw. taksację pasową zajęcy. W przypadku mojego koła wyszło, że mamy około 10 zajęcy na 100 ha. To poniekąd potwierdza to, co ustaliliśmy po ubiegłorocznych polowaniach.
- Czyli wypada jeden zając na 10 ha. To chyba niewiele.
- Przyjmuje się, że w przypadku gdy zagęszczenie wynosi poniżej 5 osobników na 100 ha. Polowań się nie prowadzi. Zagęszczenie 5-10 sztuk określa się jako słabe. Można polować, ale bardzo niewiele. Dobre to jest powyżej 20 sztuk, ale takie mieliśmy w latach 60 i 70. ubiegłego wieku. Od tamtej pory ich cały czas ubywa.
- A jednak czynią szkody, czasem bardzo znaczące.
- To wynika z typów upraw. Gdybyśmy tu mieli pola ziemniaczane, nie byłoby żadnego problemu. Gdyby gospodarka była taka, jak dawniej, szkody wyrządzane przez jednego zająca na 10 ha byłyby niezauważalne. Jednak gdy na polach dookoła nie ma nic, czym zając mógłby się pożywić, a nagle trafi się pole fasolki, to ściągną tam zające z całej okolicy. Albo gdy pojawi się coś zielonego pod folią. Wtedy nawet jeden zając, który dostanie się do środka, może wyrządzić znaczące szkody. I rolnik nie dostanie za to odszkodowania. Chcę jeszcze dodać, że u nas zagęszczenie wynosi 10 sztuk w rejonie, gdzie zające są. W Niemczech jest średnia dla całego kraju wynosi 13 sztuk na 100 ha. Problemem nie jest nadmierna liczba zajęcy, tylko rodzaj upraw na naszym terenie. Zwierzyna będzie bytować tam, gdzie ma pożywienie i możliwość rozrodu. Tych zasad nie zmienimy. Tak działa natura. Myśmy jako myśliwi palcem nie kiwnęli, żeby sprowadzić do naszych obwodów dziki. Ani ich nie wpuszczaliśmy, a nie dokarmialiśmy. Wystarczyło, że rolnicy zaczęli na dużych połaciach uprawiać kukurydzę i mamy horror.
Czy jako osoba stojąca poniekąd po dwóch stronach barykady widzi Pan możliwość złagodzenia konfliktu na linii rolnicy - myśliwi.
Najważniejsza jest współpraca, obopólne pomysły na to, jak zapobiegać szkodom. Po drugie starania o to, żeby ustawodawca uznał, że za szkody wyrządzone przez zające należało się rolnikom odszkodowanie. Zajęcy jest tak niewiele, że rekompensaty nie uszczupliłyby zbytnio budżetu państwa.
ZOBACZ KONIECZNIE:
[b]WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 10. Czym jest kiszka? >>> Zobacz inne odcinki MÓWIMY PO KRAKOSKU