Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na spotkaniu życia ze śmiercią

Maria Mazurek
Prof. Dariusz Dudek, kierownik Oddziału Kardiologii oraz Interwencji Sercowo-Naczyniowych Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie
Prof. Dariusz Dudek, kierownik Oddziału Kardiologii oraz Interwencji Sercowo-Naczyniowych Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie Andrzej Banaś
Z profesorem Dariuszem Dudkiem, kardiologiem z Collegium Medicum, rozmawia Maria Mazurek

- Dlaczego wybrał Pan kardiologię inwazyjną?

- Bo dawniej duży chirurg oznaczał duże cięcie, a dziś duży chirurg - to cięcie małe.

- Co to oznacza?

- Kardiologia i kardiochirurgia w ostatnich latach wykonały tak potężny skok, że często nie ma już potrzeby wykonywać operacji na otwartym sercu i całkowicie usypiać pacjentów. Jesteśmy w stanie poszerzyć zastawkę czy udrożnić żyły wprowadzając przez tętnicę udową cewnik, a pacjent nie jest nawet w pełnej narkozie.

- Nie chciał Pan być kardiochirurgiem od operacji na otwartym sercu?

- Początkowo tak. W ogóle w liceum lubiłem matematykę, fizykę, chemię, wygrywałem olimpiady z tych przedmiotów. Kiedy wymyśliłem, że pójdę na medycynę, wiedziałem, że będzie to specjalizacja związana z fizyką, bo mam logiczny umysł. Kardiologia była dla mnie idealna.

- Ale co kardiologia ma do fizyki?

- Bardzo wiele. Serce jest narządem, który pracuje według bardzo prostych i jasnych praw fizyki. To pompa, dzięki której utlenowana krew zostaje rozprowadzona po naszym ciele. Myślałem, że zajmę się kardiochirurgią "dużą", ale kiedy na początku kariery zawodowej pojechałem na staż do Niemiec, kardiochirurg, u którego miałem go odbywać, akurat był na wakacjach. Trafiłem więc na kardiologię inwazyjną. I tam już zostałem, bo zrozumiałem, że właśnie ta metoda jest przyszłością leczenia choroby wieńcowej i wad serca.

- O sercu mówi Pan jak o bardzo fizycznym narządzie. A niektórzy uważają, że jest w nim mnóstwo magii, że serce to emocje, dusza, istota człowieczeństwa.

- Często spotykam się z takim poglądem. Miałem nawet pacjentów, którzy nie chcieli operacji na otwartym sercu, bo bali się, że uleci z nich dusza. Serce to rzeczywiście przecudny organ, bo kiedy choć na chwilę się zatrzymuje - ustaje życie w całym ciele. Ale ja, jako kardiolog, nie mogę patrzeć na nie emocjonalnie. Widzę w nim jedynie narząd, który rządzi się określonymi prawami fizyki. Jeśli więc coś w nim się psuje - to muszę to naprawić. Podczas operacji nie ma mowy o emocjach. Trzeba być bezwzględnie opanowanym, skoncentrowanym i skutecznym.

- Trzeba też mieć rodzaj daru w rękach?

- Zdolności manualne są konieczne.

- Jeśli ktoś ma problem z przewleczeniem nitki przez igielne ucho, powinien odpuścić sobie taką specjalizację?

- Tak. Jeśli ją rozpocznie, zostanie to bardzo szybko zweryfikowane. Osoby, które nie mają bardzo precyzyjnych, sprawnych ruchów rąk, nie poradzą sobie w tym fachu.

- Jeśli podczas operacji nie można poddawać się emocjom, to czy nie kumulują się one w lekarzach? Nie muszą dać im upust gdzie indziej?

- Muszą. Ja na przykład jeżdżę w rajdach samochodowych, mam więc swoją odskocznię.

- I żonę profesora psychiatrii...

- Racja, to też się czasami przydaje (śmiech). Ale wie pani, ja jestem dość dziwnym przypadkiem: stres, presja czasu mnie mobilizują, a nie paraliżują. W takich warunkach funkcjonuję lepiej, wydajniej. Nawet, muszę przyznać, że to lubię.

- Podczas operacji, na którą mnie Pan zabrał, ale też podczas innych zabiegów, którym mogłam się przyglądać, miałam wrażenie, że lekarze nie mogą operować ze świadomością, iż leży przed nimi żywy człowiek, mający swoje marzenia, lęki, rodzinę. Starają się takie myśli "wyłączyć", by operować narząd, a nie człowieka.

- Tak i nie. O ile nie trafia do nas ktoś z zawałem, to przecież wcześniej poznajemy pacjenta, rozmawiamy z nim. Widzimy jak zdeterminowany jest, by żyć. I to nas niesamowicie mobilizuje i motywuje, również do podejmowania tych bardzo ryzykownych operacji, które nie zawsze kończą się sukcesem. Podczas operacji emocje te musimy jednak zamienić w bezwzględny, operatorski spokój. Ale potem, patrząc jak pacjent wraca do zdrowia, cieszymy się jak dzieci.

- Pacjenci przed operacją chcą wiedzieć, co dokładnie będziecie z nimi robić?

- Rzadko chcą znać szczegóły. Za to zawsze chcą mieć poczucie, że ich lekarz to fachowiec. I zrobi wszystko, aby ich uratować. To bezwzględne zaufanie pacjentów jest nam bardzo potrzebne. Bo jeśli go nie ma, pacjent bardziej się boi, ma lęki. Jeśli zaś uwierzy w nas, uwierzy i w to, że operacja się powiedzie.

- To zaufanie buduje się podczas rozmów z pacjentami?

- Nie tylko z pacjentami, ale także ich rodzinami.

- Jeśli jest zaufanie, strachu nie ma?

- Strach jest zawsze, ale jeśli pacjent w nas wierzy, nie ma paniki.

- Jak zachowują się pacjenci przed operacją? Proszą o ostatnie namaszczenie, wzywają księdza?

- Tego nie wiem. Jeśli jednak zabieg jest planowany, na pewno porządkują swoje życie. Mam na myśli zarówno sprawy rodzinne, jak i finansowo-spadkowe. Oddają długi, mówią rodzinie ważne rzeczy. Natomiast rodziny, podczas operacji, modlą się zazwyczaj bardzo gorliwie.

- A jeśli operacja kończy się śmiercią?

- Coraz rzadziej operacje kończą się śmiercią. Jeśli trafia do nas zawałowiec z karetki, śmiertelność wynosi 3 do 5 procent. Proszę sobie uzmysłowić, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu mało kto przeżywał zawał. Zawał był wtedy jak wyrok. Jeśli natomiast chodzi o planowane operacje - udrażnianie tętnicy, rozszerzanie zastawki itd., śmiertelność jest jeszcze mniejsza, na poziomie jednego-dwóch procent.

- Ile takich operacji wykonujecie w szpitalu uniwersyteckim rocznie?

- Około stu.

- Czyli jednak kilku pacjentów rocznie umiera Panu na stole operacyjnym.

- Zdarza się i tak.

- Jak reagują na to rodziny? Nie mają pretensji?

- Nie. Rozmawiamy wcześniej o ryzyku związanym z operacją. Pacjenci i rodziny doskonale zdają sobie z tego sprawę. I wiedzą, że zrobiliśmy wszystko,co można było zrobić.

- Przeżywa Pan śmierć pacjenta?

- Bardzo.

- Tak bardzo, że nie może Pan spać w nocy?

- Gdy pacjent umrze nam na stole operacyjnym, przeżywamy to nie tylko podczas jednej bezsennej nocy. Przez kilka dni jesteśmy mocno poruszeni. Zastanawiamy się dlaczego tak się stało? Co poszło nie tak? Czy mogliśmy coś zrobić? Jakoś temu zapobiec? Myślimy, analizujemy te chwile na tysiąc możliwych sposobów. Jeżeli nie znajduję żadnej, najmniejszej nawet wątpliwości, jeśli chodzi o pracę mojego zespołu, szukam dalej.

Może sprzęt był niedoskonały? Potrzebna jest nowa technika zabiegowa, technologia, która pozwoli nam przejść kolejną barierę, dzisiaj nieosiągalną? Potem często wsiadam do samolotu. Lecę do USA, Izraela, czy któregoś europejskiego kraju. Spotykam się tam z najlepszymi operatorami i producentami sprzętu. Wspólnie opracowujemy nowe techniki i technologie, a także farmakoterapię.

- Takie porażki nie odbierają motywacji, nie sprawiają, że myśli Pan: po co to wszystko?

- Oczywiście rodzą się takie wątpliwości. Opór przed wykonywaniem kolejnych zabiegów. Jednak potem, kiedy operujemy następnych pacjentów i widzimy jak wracają do zdrowia, jak przywracamy im życie, znów wraca motywacja, pasja i wiara: robimy to, co najpiękniejsze. Wdrażamy nowe zabiegi. Dzięki temu pacjenci, którzy dawniej umierali, teraz mogą żyć. To stała droga do rozwoju i dążenie do "nieśmiertelności serca".

- Czyli jednak jakąś magię dostrzega Pan w tym sercu?

- Jasne, że dostrzegam. Kiedy budzę się rano, wiem, że przede mną kolejny dzień - z życiem lub śmiercią. Wiemy, jakie mamy planowe zabiegi, ale tego, co przyniesie dzień - już nie. Ile osób z zawałem do nas trafi? Będą trudne wyzwania czy tylko rutynowe zabiegi? Czy wszystkich pacjentów uda się uratować? Może wydarzy się cud?

- Pamięta Pan najbardziej magiczną chwilę w swojej pracy?

- Dwa lata temu, po udanej implantacji zastawki w Szpitalu im. Jana Pawła II,ku naszemu zdziwieniu serce nie zaczęło bić. Minęła minuta. Wiedziałem, że jeśli nic nie zrobimy, pacjenta nie da się już uratować. Operacja była prowadzona z zespołem kardiochirurgów, z małego cięcia między żebrami. Błyskawicznie więc zdecydowałem, aby przez to minimalne nacięcie w klatce piersiowej wsadzić rękę do środka i zacząć masować serce. Trzymałem je rękami i przez pięć minut masowałem.

- Serce na dłoni.

- Dokładnie. Magiczny moment.

- Rozumiem, że udało się przywrócić pracę serca?

- Udało się. To była wielka satysfakcja.

- Powiedział Pan, że na zawał umiera teraz znacznie mniej pacjentów...

- Nie tylko na zawał. Udało nam się ograniczyć śmiertelność na wszystkie choroby serca. Jednak wydłużenie życia - to, że ratujemy ludzi chociażby z zawałów, postawiło przed nami nowe wyzwania. Weźmy operację poszerzenia zastawki, na którą panią zabrałem. Zwężenie zastawki to typowa wada u osób starszych. Zastawki nie wytrzymują tylu lat, ile żyją teraz ludzie.

Co dziesiąta osoba około 80. roku życia ma z tym problem i kwalifikuje się do operacji. Również ze względu na wiek pacjentów wykonujemy je bez pełnej narkozy, przez cewnik - operacja na otwartym sercu i w krążeniu pozaustrojowym mogłaby okazać się dla nich zbyt obciążająca. Takiego pacjenta moglibyśmy już z niej nie wybudzić. Ale widzi pani, kardiologia to pokonywanie kolejnych barier. O takich operacjach jeszcze kilka, kilkanaście lat temu nikomu się nie śniło. Jako pierwsi w Polsce zaczęliśmy wykonywać je w 2008 r. w Szpitalu im. Jana Pawła II, z profesorem Sadowskim. Ale to właśnie jest piękne w kardiologii.
Postęp jest ogromny.

- Jakie kolejne wyzwanie stoi przed kardiologią?

- Zupełna regeneracja serca.

- Za pomocą komórek macierzystych?

- Właśnie tak. Będziemy mogli odtwarzać komórki uszkodzonego serca, wszczepiać je. Przeszczepy nie będą już nam w ogóle potrzebne.

- Będziecie więc mogli wyeliminować wszystkie kardiologiczne problemy? Ludzie nie będą już umierać na serce?

- Myślę, że nie będą. Albo będzie to bardzo rzadka przyczyna.

- Kiedy to się stanie?

- Głęboko wierzę, że jeszcze podczas mojej pracy zawodowej.

- Ile lat zostało Panu do emerytury?

- 25.

- Będziecie się zatem nudzić.

- Nie sądzę. Kardiolog zawsze znajdzie swoje miejsce w leczeniu pacjentów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska