https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nad pięknym, szarym Dunajem

Jan Poprawa
Na wyspie Kraków, a także i w Wiedniu obcowanie ze sztuką dla niewielu bywa doświadczeniem codziennym.

Znużony intensywnym latem, ale też poirytowany przedwczesną jesienią, wyjechałem na kilka dni
z Krakowa. W zakresie piosenki, która jest zazwyczaj pretekstem czwartkowych felietonów, chwilowo nic się ważnego w mieście nie działo.

Uwaga krakowian (jak wiadomo, z natury swej wykształciuchów) skupiła się na budzeniu z letniego snu miejscowych wyższych uczelni.

Inauguracje, immatrykulacje… A wokół nich jak zwykle jarmarczna zabawa mediów, z gazecianym przebojem sezonu, nazwanym elegancko "stancją za seks". Słowem - nuda. Jak zawsze między porami roku czy epokami. Już nie lato, jeszcze nie jesień. Nuda…

A w czasie nudy kraj nasz, poszerzony całkiem niedawno do rozmiarów kontynentu - nęci. Góry
w nim wielkie, rzeki szerokie, słońce zadomowione na dłużej. Na dodatek owe nowe terytoria kuszą drogami płaskimi jak stół.

Wiedeń dla mieszkańca Krakowa wydaje się bardziej spowinowacony z jego Wyspą niż stolica

Śmigłym swym samochodzikiem pojechałem więc na południe. Za siódme góry i siódme doliny.
Ale też, jak zwykle, do Wiednia. Odwiedzanie Wiednia należy bowiem do stałych obowiązków mieszkańca Krakowa. Kto nie wie o tym, ten trąba.

Nad pięknym, szarym Dunajem działo się mnóstwo. Ledwiem nadążył w pogoni za jazzmanami, koncertującymi w ramach wielkiego wiedeńskiego festiwalu jazzowego (bo okazji posłuchania Hancocka nie daruję sobie nigdy).

Kilkakroć zieleniałem z zazdrości, widząc na plakatach filharmoników nazwiska największych dyrygentów świata (u nas nawet Strugały nie ma).

W dolnym Belwederze utonąłem w hipnotyzującej wystawie twórczości Klimta, aż się budzić musiałem niepowtarzalnym bukietem świeżego piwa z Salm Brau. Spod Glorietty patrzyłem na błyszczący przepychem Schonbrunn i otaczające go fantazyjne ogrody, wypatrując drogi do Wagenburga, muzeum cesarskich powozów (i mrucząc w złości: na zaborze Małopolski się tak wzbogacili…).
W Albertinie przepychałem się z setkami turystów, by obejrzeć jedyną w swym rodzaju monograficzną wystawę Van Gogha…
Miniony tydzień w Wiedniu nastrajał szczególnie do odwiedzania muzeów. Nie tylko dla ekspozycji specjalnych (jak w Albertinie czy Belwederze).

Także z powodu "Długiej Nocy Muzeów". W sobotni wieczór (ale na tyle długi, że o nocy mówić można) 97 wiedeńskich muzeów otwarło się dla publiczności. Znamy ten zwyczaj i z Krakowa, choć muzeów u nas nieco mniej.

Ale widok elegancko, odświętnie ubranych wiedeńczyków, stojących w długaśnych kolejkach, był mimo wszystko nieporównywalny z naszą całkowicie nieodświętną przepy- chanką przed - dajmy
na to - Krzysztoforami, gdy noc muzeów zapada w Krakowie… Narzekamy w Krakowie na zanik potrzeby obcowania ze sztuką.

Ale i w Wiedniu obcowanie ze sztuką (najwyższej jakości!) dla niewielu bywa doświadczeniem codziennym. I wiedeńczycy wcale nie mają na co dzień zwyczaju podziwiania wszystkich swych Breughlów i Rubensów, zawieszonych w Kunsthistorisches Museum, czy oglądania prawie dwóch milionów (!) grafik (od Michała Anioła po Picassa), zgroma- dzonych w Albertinie.

Daję głowę, że przeciętny wiedeńczyk częściej i chętniej jedzie tramwajem numer 38 do Grunzigu, uroczej dzielniczki pod wzgórzami, gdzie z początkiem października trwają "heurigi". To swoiste święta wina, jako że Wiedeń jest jedną z niewielu (jeśli nie jedyną) ze stolic, w których z miejscowych winnic produkuje się całkiem dobry trunek. Nawet dla abstynenta prześliczny spacer wśród winnych latorośli, ścieżką z Coblentz do Grunzigu jest przeżyciem, także kulturowym…

Nałaziłem się po mieście, które dla mieszkańca Krakowa wydaje się jakoś przedziwnie spowinowacone z jego Wyspą. I niech mi wszyscy wybaczą - ale podobnego powinowactwa nie umiem odczuć w stosunku do mej obecnej stolicy. Co może być uznane za jeszcze jeden dowód,
iż krakowianin to mutant. Dla jednych - niewystarczająco napełniony tzw. prawdziwą polskością (zwłaszcza kroju toruńskiego).

Ale dla innych - bardziej niż rodacy (zwłaszcza prawobrzeżni) przystający do "europejskości", owego poczucia kraju bez granic i tolerancji bez plemiennej pychy…

Wróciłem do Krakowa i sposobię się do najbliższego wielkiego tygodnia piosenki artystycznej. Już
za kilka dni 44. Studencki Festiwal Piosenki!

Wybrane dla Ciebie

Za duże na MŚP, za małe na korporację. Unia stworzy nową kategorię firm

Za duże na MŚP, za małe na korporację. Unia stworzy nową kategorię firm

Metropolita krakowski z wizytą w Rzymie. Wiadomo, z kim się spotkał

Metropolita krakowski z wizytą w Rzymie. Wiadomo, z kim się spotkał

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska