Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nadmiar godności przy niedoborze rozumu zawsze był naszą cechą

Jerzy Surdykowski
Ana drodze smoleńskiej zamieć tnie prosto w twarz… - śpiewał niezapomniany Bułat Okudżawa, nie mogąc przypuszczać, że Smoleńsk znowu zaogni polsko-rosyjskie relacje. A przecież znakomity bard i poeta był jednym z najżyczliwszych nam Rosjan.

Błazen królewski Stańczyk starał się wykazać, że najwięcej jest w Polsce lekarzy. W czasach świetności IPN-owskich pomówień wydawało się, że najwięcej jest amatorskich prokuratorów. Nikt nie miał racji: dzisiaj najwięcej jest w Polsce specjalistów lotniczych. Jest ich dużo więcej niż obywateli, którzy z okazji wyborów raczą udać się do urn. Oto przerażająca miara polskiej demokracji. Nie chcę być - powiedzmy - piętnastomilionowym z nich. Mój głosik cieńszy od pisku - jak powiadał inny poeta rosyjski. Dlatego poprzestanę na tym, czego z katastrofy smoleńskiej dowiadujemy się o Rosji i o nas samych. A jest to bardziej porażające niż raporty specjalistów.

Dla polityki wschodniej kluczowa jest odpowiedź na pytanie: czym dziś jest Rosja i czym ma zamiar stać się w przyszłości? Czy wciąż pozostaje upadłym mocarstwem kurczowo trzymającym się resztek świetności, opierającym swą względną siłę na cenach surowców, a ignorującym fatalny stan zacofanej gospodarki? Czy może jednak zaczyna zdawać sobie z tego stanu sprawę i jak powietrza potrzebuje bliższych stosunków z Unią Europejską i USA, bo z ich poprawą pojawią się szanse na transfer technologii? Czy marzy tylko o odbudowie dawnego imperium, czy też chce stawać się powoli państwem jak inne demokratycznym?

Niestety, postawa rosyjskich organów państwowych - począwszy od MAK, a skończywszy na prokuraturze - cofa nas w tej odpowiedzi. Ignorowanie faktów, obarczanie całą winą Polaków, sabotowanie polskiego śledztwa najlepiej wskazuje czym Rosja jest i czym chce nadal być. Jest nawet gorzej: to wszystko dostarcza argumentów PiS-owi w jego wściekłej walce z rządem. Być może antyrosyjska a jednocześnie antyniemiecka władza w Warszawie pozwoliłaby Moskwie łatwiej dogadywać się z Berlinem, Paryżem i Brukselą ponad głowami oszołomskich Polaków. Warszawa, z którą można się układać, a jednocześnie obdarzona zaufaniem tamtych stolic, jest dla Moskwy trudniejszym orzechem do zgryzienia. Pisałem tu już o tym, a bieg zdarzeń tylko utwierdza mnie w przekonaniu.

Kreml świadomie demontuje iluzję pojednania. Gdyby było inaczej, wybrałby rzetelną współpracę.
Już Norwid pisał że "Polacy mają za honor wad swoich nie znać". Nadmiar godności przy niedoborze rozumu zawsze był naszą cechą. Dlatego nie potrafimy spojrzeć uczciwie na bezmiar bałaganu i niekompetencji, jaki nagromadził się w wojsku, a zwłaszcza wokół transportu najważniejszych osób w państwie. Usiłujemy bronić honoru śp. gen. Błasika, a wzbraniamy się przyznać, że pod jego skrzydłami, a także pod pieczą ministra Klicha zajmowali się tym piloci marnie wyszkoleni i opłacani, kombinujący jak tylko wyrwać się z wojska i dostać do linii cywilnych, gdzie wreszcie można zarobić. W normalnym państwie - już po katastrofie samolotu CASA, w styczniu 2008 roku, dowódca sił powietrznych i minister obrony narodowej podaliby się do dymisji.

Rząd nie popisał się w tej sprawie. Najpierw premier kłamał, powiadając, że polscy przedstawiciele uczestniczą we wszystkich fazach postępowania, potem stopniowo okazywało się, że jest inaczej.
Niepotrzebnie strona polska opublikowała niepełny zresztą zapis rozmów z "czarnej skrzynki", usztywniając stanowisko Rosjan; chyba tylko po to, aby pokazać z jakim przekleństwem na ustach umierali piloci. Znając tendencyjność raportu MAK, okazała się nieprzygotowana na jego szybkie ujawnienie bez uwzględnienia naszych uwag. A moment wybrała strona rosyjska precyzyjnie: kiedy premier był na urlopie.

Na koniec najgorsze: to stężenie nienawiści, okrzyki o zdradzie, ten jazgot rozeźlonych przekupek, który słyszeliśmy ostatnio w Sejmie, nie dają się określić innym słowem jak bolszewizm. Nie jest on bynajmniej atrybutem komunizmu, jest efektem sekciarskiego przekonania, że tylko ja mam rację, inni to wrogowie. Demokracja wychodzi z założenia, że oponenta trzeba przekonać. Bolszewizm - tylko zniszczyć. Istniejące w Polsce mechanizmy demokratyczne nie rozładują tak zaciekłego starcia. Dokąd nas to zaprowadzi?

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Skatował go za kobietę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska