Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nadzieja czasem potrafi mieć aż cztery psie łapy

Magda Hejda
Sonia to mały kundelek biegający na krótkich łapkach.  Lubi wpaść do mieszkanek schroniska  i  się z nimi pobawić
Sonia to mały kundelek biegający na krótkich łapkach. Lubi wpaść do mieszkanek schroniska i się z nimi pobawić
Kobiety zamieszkujące w Schronisku dla Bezdomnych nie mają domów z różnych powodów, na przykład często tracą mieszkanie w wyniku eksmisji. Życie rozsypuje się im na kawałki, jest wielka trauma i strach, co dalej? Są wśród nich również matki z dziećmi. Załamane i niepewne przekraczają próg schroniska i... nagle rozlega się poszczekiwanie psów.

W progu Sonia merda ogonem, a za nią gramoli się sędziwa Saba. Wtedy po raz pierwszy na sercu robi się trochę lżej. Skoro mieszkają tu psy, to może jednak jest tu choć trochę po domowemu? Sonia z rosochatą sierścią i zawadiacko sterczącym jednym uchem łasi się do każdego. Psia ekipa spisuje się na medal, przełamuje pierwsze lody, pomaga oswoić nieznane miejsce.

Czworonożne terapeutki

Saba i Sonia to psy często pełniące funkcje terapeutyczne - wyjaśnia Lidia Koźmik, psycholog w Schronisku dla Bezdomnych Kobiet, prowadzonym przez Caritas Archidiecezji Krakowskiej. - Saba ma jedenaście lat. Przybłąkała się tutaj pół roku po otwarciu placówki. Suczki dają mieszkankom mnóstwo dobrych emocji, zmniejszają stres, wyciszają - dodaje.

Panie, które nie pracują, wychodzą z nimi na spacery. Dzięki temu mają jakieś zajęcie i trochę ruchu. Poza tym psiaki prowokują do rozmowy. Decyzja o przygarnięciu dwóch kundelków to był strzał w dziesiątkę.

W ciągu dziesięciu lat działalności przez schronisko przewinęło się około tysiąca pań. Przebywają tu kobiety o różnych charakterach, pojawiają się między nimi konflikty, ale nie zdarzyło się, żeby ktoś był przeciwny obecności psów.

Wśród bezdomnych są też osoby z zaburzeniami psychicznymi, które mają problemy z nawiązaniem kontaktu z innymi. Obecność piesków często rozładowuje napięcie, co powoduje pierwsze przełamanie lodów i otwiera na kontakt z drugim człowiekiem. Osoby takie łatwiej nawiązują później relacje.

Pełnoprawne mieszkanki

To są pełnoprawne mieszkanki - tak o Sabie i Soni mówią panie ze schroniska. Suczki pod schodami mają swoją kanapę, legowiska i miseczki. Mieszkają tu legalnie. Na ich pobyt w placówce zgodę wyraziła dyrekcja i sanepid. - Mają książeczki zdrowia z aktualnymi szczepieniami, są zarejestrowane w Krakowskim Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami - wylicza Lidia Koźmik - psycholog.
- Te psiaki to dla nas namiastka domu - stwierdza mieszkająca w schronisku Krystyna.

Saba to biały kundelek z kilkoma brązowymi łatkami. Jest gospodynią pełną gębą, no i kocha całym psim sercem pana Krzysztofa, który pracuje na portierni.

Właściwie to pracują razem. Ona niby drzemie, ale cały czas kontroluje sytuację. Jest na portierni kolejnym dyżurnym. Razem chodzą na nocny obchód. Saba nie odbiega, nie buszuje po krzakach, tylko idzie przy nodze pana.

Od trzech lat stara się też przyuczyć niesforną Sonię do nocnego patrolowania terenu. - Sonia też robi obchód… po pokojach - śmieje się Krystyna. - Wie, że mamy dla niej smakołyki. Czasem rano robi nam pobudkę, drapie w drzwi i trzeba ją wpuścić.
Sonia to mały kundelek na krótkich, krzywych łapkach. Czarna sierść, biały krawat, skarpetki i pocieszne, duże uszy. Jedno sterczy do góry, drugie jest kłapciate. - Była niechcianym szczeniakiem. Postanowiliśmy ją przygarnąć, tym bardziej że sędziwa już Saba poważnie zachorowała, leczenie nie przynosiło jej ulgi, przestała chodzić - wspomina Lidia Koźmik.

Kiedy w domu pojawił się szczeniak, ciężko chora staruszka Saba zaczęła mu matkować. To ją trzymało przy życiu. Nie dała się chorobie. Z psiakami do lekarza jeździ pan Krzysztof. Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami bardzo wspomaga ich leczenie i przekazuje karmę. - Dwa razy dziennie daję Sabie lekarstwa - mówi Maria, mieszkanka schroniska. - Kiedy przestała chodzić i sikała pod siebie, kąpałam ją, żeby nie miała odleżyn, prałam legowiska. Na szczęście wyszła z tego.

Pieski los

Ja po eksmisji musiałam oddać kotkę do azylu - mówi Ala. - Strasznie to przeżyła. Kilka dni nie jadła, nie piła, siedziała i patrzyła w drzwi. Gdyby znajomy nie zabrał jej do domu, pewnie by nie przeżyła. Jakby nam pozwolili, to w każdym pokoju byłby pies albo kot - dodaje Ala.

- Mój Gacuś też strasznie tęskni, nie wyobrażam go sobie w azylu - mówi Halina, emerytowana nauczycielka z czterdziestoletnim stażem.

- Emerytura nie wystarczała na czynsz. Eksmisja odbyła się szybko i sprawnie. Zdążyłam zabrać tylko Gacusia. Moje rzeczy przewieźli do magazynu, po miesiącu wyrzucili na wysypisko śmieci. Nie mam nic. Mieszkam tu, Gacusia umieściłam u znajomej. Odwiedzam go codziennie. Koleżanka nie może go spuścić ze smyczy, bo natychmiast ucieka i wraca pod nasz blok - dodaje.
Halina na chwilę znika. Potem przynosi zdjęcie Gacusia. Na fotografii wesoły, czarny jamnik. - Zawsze, kiedy się widzimy, tłumaczę mu - już niedługo będziemy razem, a on gapi się na mnie jakby mówił - nie gadaj bzdur, tylko mnie stąd bierz! Ja w spółdzielni zostawiłam swój wkład, teraz nie chcą mi go oddać - żali się emerytka. - Jak odzyskam moje pieniądze, to może uda mi się kupić maleńkie mieszkanie i Gacuś wróci...

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska