Trudno odmówić słuszności fali utyskiwań na pobłażliwość naszych rządów dla kolejnego zaprzyjaźnionego despoty, jaka przetacza się po zachodnich mediach. Słaba pociecha, że w porównaniu z poprzednikami stalinista Meles Zenawi i jego partyjni towarzysze z Etiopskiego Ludowo-Rewolucyjnego Frontu Demokratycznego wyglądają prawie na cywilizowanych polityków.
Zmarły premier jakimś cudem (łatwo się domyślić jakim) łączył nawet sprawowanie władzy z zaocznymi studiami w Londynie i Rotterdamie. Trzeba też przyznać, że w swoim dorobku oprócz wojen z ościennymi państwami i rebeliantami w samej Etiopii miał także okres wieloletniego wzrostu gospodarczego kraju.
W światowej polityce bardziej jednak liczy się to, że za rządów Zenawiego etiopska armia okrzepła będąc istotną siłą w Rogu Afryki, regionie wybuchowym i ogarniętym epidemią wojującego islamskiego fundamentalizmu. Co ważniejsze, Etiopia za cenę pomocy politycznej, gospodarczej i wojskowej pozwalała się niemal dowolnie używać do realizacji amerykańskich celów w tej części świata. Wcale nie jest teraz pewne, że tak pozostanie. Zgon dyktatora z reguły grozi wstrząsami. Można się jednak zakładać, że Abisynii także w przyszłości daleko będzie do wzoru demokracji i humanitaryzmu..
Autor: komentator spraw międzynarodowych, autor książek, wydawca angielskojęzycznego portalu Krakow Info.
Krakowski szybki tramwaj na pięciu nowych trasach - sprawdź!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!