Beata Rosiek z mężem Mariuszem wybudowali się przy ul. Marcinkowickiej w Nowym Sączu w ładnej okolicy domków jednorodzinnych.
- Uciekliśmy z blokowiska, a tu okazuje się, że miasto chce nam zafundować całodobowy hałas - skarży się Beata Rosiek.
Latem ubiegłego roku Rośkowie oraz ich sąsiedzi Beata i Albert Zipserowie dowiedzieli się, że na działce między ich domami powstanie bezdotykowa myjnia samochodowa.
- Inwestor zabrał nas nawet do Brzeznej i pokazał, jak ta myjnia może wyglądać. Była niezabudowana. Przeraziliśmy się - opowiada Mariusz Rosiek.
- Wyobraziłam sobie ten hałas, zapach detergentów unoszących się w powietrzu i zachlapane okna domu - mówi Beata Zipser. Na taką myjnię nie zamierzała wyrazić zgody.
Swe obawy i zastrzeżenia rodziny z ul. Marcinkowickiej przekazały na piśmie do Wydziału Architektury i Budownictwa w Nowym Sączu. Najpierw wszyscy byli całkowicie przeciwni budowie myjni, ale po rozmowach z urzędnikami uznali, że nie będą blokować czyjegoś interesu.
Miały być przegrody
- Rozumiemy interes przedsiębiorcy. Nie chcemy jednak, żeby działał ze szkodą dla nas. Otwarta myjnia narazi nas na szkody - mówi Mariusz Rosiek.
Ostatecznie sąsiedzi zgodzili się na inwestycję, pod warunkiem, że między ich domami powstanie całkowicie zabudowana myjnia.
- Ucieszyliśmy się, widząc, że szef wydziału architektury uwzględnił nasze uwagi w warunkach zabudowy - opowiada Beata Zipser.
Zapisano w nich, że myjnia ma być „zabudowana pełnymi, murowanymi przegrodami i zadaszona”. - Dopytywaliśmy się w urzędzie, czy ten zapis oznacza, że zbudują zamknięty budynek. Pytaliśmy, czy wszystkie przegrody myjni, między które wjeżdżać będą samochody do mycia, będą miały murowane ściany. To one tłumiłyby hałas i chroniły nasze domy oraz ogródki przed wodą z detergentami.
Uzyskaliśmy informację, że ta inwestycja będzie w niewielkim stopniu uciążliwa - dodaje Mariusz Rosiek.
Gdy na początku kwietnia ruszyła budowa, dowiedział się, że to przekonanie było błędne, bo inwestor dostał pozwolenie na budowę myjni, która ma być wolno stojącą wiatą.
Nie tak się umawialiśmy
- Oddzieli nas od siebie tylko mur - zauważa Mariusz Rosiek. - Czujemy się oszukani przez dyrektora wydziału architektury i urzędników. Nie po to negocjowaliśmy warunki zabudowy, by teraz tak nas potraktowano - mówi Beata Zipser. Żałuje, że w ogóle wyraziła zgodę na inwestycję.
Mieszkańcy są oburzeni, że nie zostali przez urząd poinformowani o wydanym pozwoleniu na budowę.
- Gdy formułowano warunki zabudowy, pytano nas o zdanie. Byliśmy stroną. Przy wydawaniu pozwolenia na budowę już nią nie jesteśmy? - dziwi się pan Mariusz.
Zdaniem mieszkańców budowa jest realizowana niezgodnie z przyjętymi warunkami zabudowy. - Cały ten projekt jest sprzeczny z ustaleniami, jakie mieliśmy z urzędem. To niedopuszczalne, że dyrektor podpisuje warunki zabudowy, a później wydaje sprzeczne z tym dokumentem pozwolenie budowlane - mówi zdenerwowana Beata Zipser.
Zipserowie i Rośkowie ubolewają, że Urząd Miasta, który powinien w pierwszej kolejności chronić mieszkańców, bardziej dba o interes przedsiębiorcy.
Swój protest przeciwko takiej sytuacji wyrazili w pismach do Wydziału Architektury w Nowym Sączu, ale także do wojewody. Domagają się wstrzymania budowy myjni i stwierdzenia nieważności decyzji o pozwoleniu na jej budowę.
Architektura wyjaśni
Agata Sajdak, która buduje myjnię na ul. Marcinkowickiej, od nas dowiedziała się o sprzeciwie mieszkańców. - Postępuję zgodnie z pozwoleniami - komentuje zaskoczona.
Niewiele też dowiedzieliśmy się od Mirosława Trzupka, dyrektora Wydziału Architektury i Budownictwa w Nowym Sączu, który podpisał warunki zabudowy i wydał pozwolenie na budowę obiektu. Stwierdza jedynie, że pozwolenie musi być zgodne z warunkami zabudowy. Kiedy sugerujemy, że według ludzi z Marcinkowickiej nie jest zgodne, odpowiada:
- Wydział przeprowadzi w tej sprawie postępowanie wyjaśniające.
Rzecznik wojewody małopolskiego Jan Brodowski poinformował nas, że we wtorek Urząd Wojewódzki wystąpił do prezydenta Nowego Sącza o przekazanie akt sprawy, będzie też rozważał decyzję o wszczęciu postępowania.
- O ile prezydent wcześniej już tego nie zrobił - zaznacza Brodowski.