W środę Klub Gaja zorganizował w Warszawie happening w ramach kampanii „Jeszcze żywy KARP” i zapowiada kontynuację społecznej akcji w sprawie zakazu sprzedaży żywych karpi bez wody.
Ekolodzy namawiają Polaków, by podpisywali się pod apelem (m.in. do prezydenta RP, premiera, Sejmu, ministra rolnictwa i głównego lekarza weterynarii) o przestrzeganie przepisów dotyczących ochrony karpi podczas transportu, sprzedaży i uboju i przesyłali je do decydentów.
- Ciągle wzrasta liczba tych, którzy nie zgadzają się na zadawanie cierpienia zwierzętom – mówi Jacek Bożek, prezes i założyciel Klubu Gaja.
Także Waldemar Włodara, zastępca opolskiego wojewódzkiego lekarza weterynarii, namawia do kupowania ubitej już i wypatroszonej ryby.
Przyznaje też, że wieloletnie działania ekologów sprawiły, iż klienci coraz częściej zwracają uwagę na to, w jakich warunkach sprzedawane są żywe ryby.
- Fizjologia ryb jest dla nas wielką niewiadomą, a spór o to, czy karp czuje ból – nierozstrzygnięty. Lepiej więc także dla siebie kupić rybę już sprawioną, a więc niezmęczoną transportem i czasami nieumiejętnym obchodzeniem się z nią – tłumaczy Waldemar Włodara.
Apele ekologów sprawiły, iż Polacy coraz częściej zwracają uwagę na to, w jakich warunkach sprzedawane są żywe ryby
Marek Adamus, dyrektor Gospodarstwa Rybackiego LP w Niemodlinie, podkreśla, że producenci zapewniają transportowanym żywym rybom odpowiednie warunki.
- Takie same powinni spełniać handlowcy, ale ważne jest także, jak szybko i w jakich warunkach dostarczymy rybę ze sklepu do domu - mówi. - Część klientów, zgodnie z tradycją, kupuje jeszcze karpia żywego, ale rośnie także liczba tych, którzy wolą kupić tusze czy filety i na te potrzeby odpowiadają przetwórnie. Część sieci handlowych nie sprzedaje nawet żywego karpia, tylko porcjowanego.
- Nawet nie wiedziałabym, jak sprawnie taką rybę zabić, więc wolę kupić w kawałkach - mówi nam Agnieszka Lach w jednym z opolskich marketów.